piątek, 1 czerwca 2018

Jak być wolontariuszem w... cz. 3 Kolonie

Stali czytelnicy bloga wiedzą, że co roku biorę udział w wyjazdach kolonijnych. Opiszę więc tę formę wolontariatu dla tych, dla których rok akademicki/szkolny jest zbyt intensywny, by udzielać się gdzieś wolontaryjnie, a bardzo by chcieli. 

Wolontariat na kolonii jest o tyle trudniejszy, że do jego wykonywania potrzebujemy "uprawnień", tj. kursu wychowawcy wypoczynku lub studiów pedagogicznych. Ewentualnie możemy też pełnić rolę pielęgniarki/lekarza/muzycznego, ale oczywiście do tego również potrzebne są stosowne dokumenty. Po drugie - musimy lubić pracę z dziećmi. Kolonie zazwyczaj trwają ok. 2 tygodni, a pod opieką mamy gromadkę dzieci, nad którą sprawujemy opiekę 24/7. Nie możemy też być karani (nie chodzi tu o mandat za szybką jazdę, ale np. pedofilię itd.) oraz mieć dobry stan zdrowia.


Do obowiązków wychowawcy należy sprawowanie opieki nad powierzonymi dziećmi, zastąpienie im prawnych opiekunów na te dwa tygodnie, wzięcie na siebie odpowiedzialności za to, że pozwalacie mu zjeść loda z niepewnego źródła... To ważne zwłaszcza dla początkujących wychowawców. Przyznam szczerze, że na moim pierwszym wyjeździe nie byłam w pełni świadoma ciążącej nade mną odpowiedzialności. To nic, że studiowałam kierunek nauczycielski, że skończyłam kurs na wychowawcę wypoczynku, że pracowałam gdzieś tam z dziećmi - życie zweryfikowało teorię. No to postraszyłam 😛. Kolonie to jednak głównie same przyjemności:
- darmowe zwiedzanie ciekawych miejsc (często grupy mają korzystniejsze oferty zwiedzania niż klienci indywidualni);
- stanie się "guru" dla dziewięciolatków wpatrzonych w swoją panią/pana 😁;
- możliwość ponownego wcielenia się w dziecko - podczas różnych kolonijnych zabaw czy wydarzeń można się powygłupiać, poprzebierać, potańczyć, a czasem nawet zbudować tym swój autorytet;
- sprawdzenie siebie w różnych, niecodziennych dotąd, sytuacjach;
- opalenie się 😊;
- aktywne spędzenie wolnego czasu;
- darmowy nocleg i jedzenie przez dwa tygodnie (argument dla studentów 😜);
- poznanie nowych ludzi, z którymi można mieć kontakt przez kolejne lata.

To tylko kilka wymyślonych "na szybko" argumentów. Teraz jak wygląda taka kolonia? Pomimo, że jestem kolonijnym weteranem, to jednak moje wyjazdy były głównie z Caritas Diecezji Kieleckiej, więc opiszę, jak to u nas wygląda. Opiekę nad dziećmi przejmujemy już w autokarze, pomimo że nawet nie wiemy jak te 90 mordek ma na imię. Pilnujemy tych z chorobą lokomocyjną (znaczy się zapewniamy zapas woreczków, mokrych chusteczek i miętowych cukierków), sprawdzamy jakie ilości chipsów, czekolady i coli spożyli pozostali (żeby nie dołączyli do tych pierwszych), pocieszamy pierwszych płaczków i próbujemy wymyślać zabawy czy śpiewy dla całego autokaru (nie wiem jakim cudem, ale zawsze zapominamy o bajkach do oglądania na telewizorze). W międzyczasie często dostajemy nazwiska swoich podopiecznych i ewentualne pokoje dla nich, więc w międzyczasie szukamy ich wzrokiem i staramy się dowiedzieć, czy Asia musi być z Kasią w pokoju, a może jednak nie pałają do siebie sympatią. Po dojeździe na miejsce (to nie tak szybko, postoje i te sprawy) zazwyczaj trafiamy na posiłek. Zregenerowane krasnoludki mają już wtedy siłę, by taszczyć swoje walizy wielokrotnie większe od nich samych. W nowych pokojach po kilka razy zmieni się skład, aż wszyscy dojdą do consensusu. Wieczorem zazwyczaj zbiera się cała kolonia, kierownik zapoznaje z regulaminami, z wychowawcami, pielęgniarką, muzycznym, księdzem i innymi, którzy dotarli.

Dzień kolonijny zaczyna się koło 7:00 rano pobudką, czasem rozgrzewką, po niej jest śniadanie (często w formie szwedzkiego bufetu), porządki w pokojach, jakieś wyjście, powrót na obiad, cisza poobiednia, później np. zajęcia z wychowawcą (realizacja programu profilaktycznego), msza święta, kolacja, pogodny wieczór, kąpiel i cisza nocna. To taki ramowy plan każdego dnia kolonijnego, który oczywiście można modyfikować. Temu służą (najczęściej) wieczorne spotkania kadry. Ustalamy, co robimy kolejnego dnia, kto jest za co odpowiedzialny (np. doświadczeni wychowawcy za chrzest kolonijny, ktoś inny za śluby, dzień sportu itd.) i dzielimy się trudnościami czy radościami mijającego dnia. Wiadomo, że podczas całodniowej wycieczki w góry czy podczas "leniwej"niedzieli te plany będą diametralnie się różnić, ale zawsze mamy jakąś bazę. W kolonijny plan wpisują się, wspomniane już,: chrzest kolonijny, śluby karaoke, spartakiada, mam talent, wieczór kabaretowy, karaoke, pokaz mody, randka w ciemno, dyskoteka... Wiele zależy od kreatywności wychowawców, zaufania i doświadczenia kierownika oraz chęci do zabawy uczestników. Nie będę wszystkiego opisywać, to trzeba przeżyć 😂

Na kolonii najgorszy jest przyjazd (płaczą najmłodsi) i wyjazd (już płaczą wszyscy). I powrót autokarem, zwłaszcza gdy chłopcy zaczynają ściągać buciki... Co roku powtarzam, że już więcej nie pojadę, ale kolonia to uzależnienie. Gdy odpoczniesz po jednej, czekasz cały rok na kolejną... W tym roku, jak Bóg da, pojadę na dwie kolonie, więc blog znowu ożyje (taaaa, zawsze tak obiecuję). Jakbyście mieli jakieś pytania - piszcie. Mam nadzieję, że mój czasem prześmiewczy ton Was nie odstraszył (a jeśli tak, to poczytajcie wpisy w poprzednich lat o kolonii) i do zobaczenia na kolonii!