środa, 31 maja 2017

Z wizytą u świętego Papczyńskiego

Niestety, nie udało mi się być na festynie w Chmielniku, na którym działali wolontariusze Caritas Diecezji Kieleckiej. Opowiem Wam za to o ostatniej (tj. wczorajszej) "Herbatce z aureolą", ponieważ dawno nie poruszałam tego tematu, a dużo się działo. Zapraszam!

Ostatnie dni są dla mnie intensywne (tak, ta słynna sesja), więc wyjazd na herbatkę "nie był mi po drodze". Jednak, skoro obiecałam, to nie mogłam odmówić. Dzień zaczął się "wariacko", ponieważ bardzo chciałam pójść do spowiedzi, a w moim napiętym grafiku to dosyć spore wyzwanie. Jednak się udało, a nawet zdążyłam na kilka minut zajrzeć do DCW przed zajęciami. Na uczelni znowu wyszło tak, jak być nie miało, więc zamiast o 15, to już o 12 pojawiłam się w wolontariacie. Między drobnymi pracami (wycinanie pytań na wieczorne spotkanie, uzupełnianie tabelek itd.) uczyłam się na kolokwium. W końcu pojechaliśmy, wraz z organizatorem zamieszania  - Damianem, do Brzezin.

Gdy dotarliśmy, większość dekoracji była już przygotowana - 4 stoliki dla gości z białymi dekoracjami, rozwieszone na wieszakach małe komeżki, kwiaty... Brakowało tylko naszego świętego, Stanisława Papczyńskiego, którego.... wiozłam w busie na kolanach! Po postawieniu go na miejscu, na tle płótna imitującego niebo, wciąż był niedosyt... czegoś.  Hmmm.... Damian wpadł na "genialny" pomysł poszukania dodatkowego zapachu, który uświetni cały wieczór. Akurat byłam w trakcie czytania "Pachnidła" Patricka Süskinda, więc nie był to dla mnie dobry argument. No ale udaliśmy się "szukać" zapachu. Przemierzyliśmy pobliskie łąki, w końcu znaleźliśmy odpowiednie wiechcie. Problem pojawił przy powrocie - marnować czas na powrót czy przeskoczyć mur? Zwłaszcza, że czas nieubłaganie płynął. No to siup przez płot - w sukience, pantofelkach na koturnie :P Nie obyło się bez wbitych kolców ostu, rozciętego palca i podrapanej nogi, ale jaka zabawa!

Kolejne zadanie, już po powrocie i bezpieczniejsze, to było nagotowanie wody do termosów i przebranie winogron. Na każdym stoliku było po tyle samo gron :) Później już wszystko przebiegało intensywnie: pierwsi goście, losowanie numerków stolików itd. Mi przypadł stolik numer 4. Najpierw jedliśmy winogrono, pyszne ciasto malinowe i ciasteczka owsiane, a następnie zaserwowano... pytania.
Pierwsze dotyczyło ulubionego koloru - i czy lubiąc go, też go nosimy itd. Drugie odniosło się już do konkretnego koloru - białego (którego tego dnia było pełno, nawet na mnie). Co symbolizuje, kiedy się go używa, jakie przynosi skojarzenia. Trzecie, jedno z najtrudniejszych, to pytanie o duszę ludzką, gdzie się znajduje, po co jest, co o niej wiemy i czy każdy ją posiada. Czwarte pytani odnosiło się do czyśćca - co o nim wiemy, po co jest, kto tam trafia, co się tam dzieje, cz to miłe miejsce. Analizowaliśmy też fragment Mt 5, 25-26.

Po wysiłku umysłowym i hektolitrach wypitej herbaty, nastał czas na film o naszym patronie, św. Stanisławie Papczyńskim. Bardzo nam rozjaśnił wiele kwestii. Później również nasz święty zabrał głos i próbował odpowiedzieć na pytania. Najwięcej jednak dowiedzieliśmy się od miejscowego wikariusza, który na podstawie wielu historii objaśnił nam skomplikowane pytania. Zachęcał też do modlitwy za dusze czyśćcowe, w tej intencji odmówiliśmy też jedną dziesiątkę różańca. 

Oj, rozpisałam się, nie wiem co później się działo, gdyż musiałam jechać. Pewnie chcecie zdjęcia? Proszę, link

Miłego tygodnia :) 

środa, 24 maja 2017

Wieczór filmowy

Właśnie zauważyłam, że baaaaaaaaaardzo dużo rzeczy z kwietnia nie umieściłam na blogu, w tym relacji z moich urodzin. A tak mi się skojarzyło z dziś, więc spróbuję to jakoś połączyć. Ale zacznijmy od .... poniedziałku, ostatniego.

Poniedziałek był dosyć nerwowy ze względu na odbywający się we wtorek zjazd Szkolnych Kół Caritas naszej diecezji. Okazywało się, że ciągle jest coś do zrobienia, lista uczestników zmienia się z minuty na minutę (pomimo, że termin zgłoszeń upłynął 2 tygodnie wcześniej), a dodatkowo nie samym zjazdem się żyje i wychodziły inne kwestie do rozwiązania "na wczoraj". Pakowanie materiałów, przygotowywanie gry, dopracowywanie planu, a do tego urywające się telefony, wciąż wchodzący ludzie z różnymi sprawami itd. - ARMAGEDON. A jak wiadomo, im większy stres, tym wszyscy stają się bardziej nerwowi, co odbija się na wykonywanej pracy. Po 8-godzinnym dniu wciąż nie wszystko było dopracowane na top-top, jednak okazało się, że zjazd wypadł doskonale, wszystko się udało. Sama na nim nie byłam (obowiązki uczelniane niedoszłej pani magister), ale nie słyszałam negatywnych słów o tym wydarzeniu.

Dziś Diecezjalne Centrum Wolontariatu odwiedziłam tuż po zajęciach. Czekały już na mnie zaświadczenia do poprawienia i wypisania (sprawdzenia poprawności wpisania nazwisk do matrycy, odmian fleksyjnych czy wyglądu graficznego - proste, ale żmudne i zajmujące dużo czasu). O 16:30 rozpoczął się wieczór filmowy. Ostatni odbył się 26 kwietnia, w moje urodziny. Dostałam wtedy m.in. kwiatka, który nie wymaga częstego podlewania, żółte ferrari, by ćwiczyć moje umiejętności bycia kierowcą (TAK! TAK! ZDAŁAM! Za 10 razem :) oraz książkę z modlitwami w języku migowym (chyba tylko one pomogą mi przed nieuchronnie zbliżającym się egzaminem na III st.). Powróćmy jednak do dziś, retrospekcji wystarczy. O dziwo o 16:30 nie było prawie nikogo, ale to pierwszy taki  raz, kiedy spotkanie do rozmów i wspólnego spędzenia czasu jest przed projekcją, a nie, jak zazwyczaj, po. Była pyszna karpatka przywieziona przez jedną z wolontariuszek Wakacyjnej Akcji Caritas, dwie ogroooomne pizze, owoce, chrupki, soki, kajmaki... Pisząc tego posta leżę z pełnym brzuszkiem do góry i żałuję, że jest tak mało pojemny :) Gdy się "nagadaliśmy" (choć niektórzy mogliby mówić bez końca), nadeszła pora na film. Około 15 osób (nigdy nie byłam dobra z matematyki) oglądało "Ukryte działania". To obraz trzech ciemnoskórych matematyczek, które w latach 60. (czasy segregacji rasowej, braku dostępu do wyższej edukacji technicznej dla kobiet itd.) otrzymały pracę w NASA. Od ich obliczeń zależało powodzenie misji kosmicznych. Film pokazywał, jakim trudnościom musiały sprostać, ale też jak starały się je zmienić i zrobiły "małą rewolucje" najpierw w swojej pracy, a następnie w dalszych kręgach, dochodząc aż do orderów. Więcej nie zdradzę, ale polecam obejrzeć. Po filmie chyba były jakieś gry towarzyskie, niestety musiałam szybko uciekać na busa.

Kolejne dni zapowiadają się równie pracowicie. Już jutro kurs na kierownika wypoczynku. Zgłosiło się 11 osób, to dużo w porównaniu do ostatnich lat. Ciekawe, jaka część z nich zechce jeździć na kolonie z Caritas. W niedzielę Festyn z okazji Dnia Dziecka w Chmielniku. Nie wiem jeszcze, czy dam radę na nim być, ale postaram się. We wtorek kolejna "Herbata z aureolą" na którą też nie wiem, czy dotrę (ach te studia). Postaram się teraz częściej pisać. Aaa!  Zapomniałabym! Już drugi raz jestem jedną z jurorów prac konkursowych Pól Nadziei. Ale powiem Wam, że dość ciężko ocenić mi te prace, może jutro uda mi się wybrać te najlepsze.

Miłego tygodnia!

niedziela, 21 maja 2017

Szkolenie wyjazdowe

Ojojoj.... Znowu baaaardzo długo nie pisałam, ale to dlatego, że TYLE SIĘ DZIAŁO! Może się poprawię :) Dziś post o szkoleniu, które odbyło się ostatnio. Zapraszam!

Szkolenie dotyczyło aktywnych postaw młodzieży i było zrealizowane przez Caritas Diecezji Kieleckiej we współfinansowaniu przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Odbyło się ono w urokliwym ośrodku Radostowa w Ciekotach. Dwudziestu młodych "liderów" uczestniczyło w dwudniowym szkoleniu. Pierwszy dzień upłynął pod znakiem integracji, ale też na rozmowach i ćwiczeniach dotyczących osoby lidera, edukacji obywatelskiej itd. Trudno spamiętać wszystkie poruszane kwestie. Ciekawostką jest, że wiele elementów prowadzonych było metodą dramy, dzięki czemu nie ćwiczyliśmy jedynie wymienionych obszarów, ale i przełamywaliśmy własne słabości. W tym dniu naszym prowadzącym był, jak zawsze niezawodny, Damian Zegadło. Szkolenie skończyło się późno, ale mimo to prawie wszyscy byli chętni na kilka gier towarzyskich, co pozwoliło jeszcze bardziej się nam zintegrować.

Kolejny dzień szkoleniowy zaczął się tuż po śniadaniu. Przyjechała do nas nowa prowadząca - Katarzyna Cukierska, trenerka, doradca zawodowy, działaczka społeczna itd. Większość zajęć prowadziła metodami aktywizującymi: pracą w grupie, mapą myśli itd. Rozwinęła ona treści z dnia poprzedniego, dołączyła elementy autoprezentacji, a także debatę oksfordzką. Kurcze, niezbyt już pamiętam, co dokładnie omawialiśmy, na pewno poruszyliśmy kwestie młodzieży pod kątem liderowania: określiliśmy potrzeby, problemy, wady i korzyści bycia działaczem itd.

Oba dni prowadzone były bardzo intensywnie , nie traciliśmy czasu na zbędne przerwy. Jednak, dzięki prowadzącym, nie czuliśmy zmęczenia, wręcz chcieliśmy więcej i więcej. Ciekawostką jest to, że z nieznających się osób utworzyliśmy zgraną grupę, dla której nie było problemu z ciągłymi zmianami partnerów do pracy. Wiele osób po szkoleniu otworzyło się i uwierzyło, że naprawdę mogą być liderami, nawet gdy dotąd nie zdawali sobie z tego sprawy.

Nie miałam czasu robić zdjęć, więc dodaję tylko kilka z terenu ośrodka. Były konie, psy, piękne widoki, słońce, dobre jedzenie, wspaniali ludzie i rewelacyjni prowadzący, czyli wszystko co potrzebne, aby zaliczyć szkolenie do udanych. Pozdrawiam serdecznie!