niedziela, 31 stycznia 2016

Skarbonki, plakaty... ROK MIŁOSIERDZIA!

Zabierałam się do tego posta już od ... PIĄTKU! Było kilka prób, niestety, nieudanych. Może dziś się uda :)

Nie wiem, jak to jest w innych parafiach, ale w mojej, podczas Wielkiego Postu, dzieci dostają skarbonki, do których wrzucają pieniądze zaoszczędzone na różnych przyjemnościach. Później, chyba w Niedzielę Miłosierdzia, przynoszą je do kościoła, a pieniądze są przeznaczana na pomoc osobom ubogim, chorym czy wsparcie dzieci. Nigdy nie zastanawiałam się, skąd biorą się one w parafiach, dopóki sama ich nie rozdzielałam!
Ostatnio ze względu na sesję i inne życiowe okoliczności w Caritas bywam rzadziej, ale zawsze w piątek jestem. Okazało się, że niektórzy czekali właśnie na ten dzień, bo wiedzieli, że chętnie pomogę. Większość pracy była już zrobiona, ale zostało jeszcze kilka dekanatów do "spakowania". Praca polegała na rozdzieleniu odpowiedniej ilości skarbonek dla poszczególnych parafii i odpowiednim ich posegregowaniu. W niedługim czasie skończyłam to wraz z jedną z pracownic. Musiała wracać do swoich obowiązków, więc wytłumaczyła mi koleje zadanie i zniknęła. Miałam zawijać plakaty w rulon, związać gumką i układać w pudełku. Proste, prawda? No właśnie z tą prostotą wiąże się pewna historia...

Skarbonki i plakaty składane były w Zakładzie Aktywności Zawodowej, w którym pracują osoby niepełnosprawne, gdyż tylko tam była odpowiednia przestrzeń do takich działań. Byłam już tam kilka razy, chociażby podczas pakowania tornistrów. Gdy zostałam sama, niepełnosprawni pracownicy zaczęli dopytywać, co tu robię, jaką mam formę niepełnosprawności i czy długo tu będę pracować. Z jednej strony to bardzo miłe, że są tak otwarci na inne osoby, że ta szybko mnie zaakceptowali. Z drugiej, zastanawia mnie, jak musiałam wyglądać przy pracy, że mieli wątpliwości co do mojego stanu zdrowia :) Nie mam tego nikomu za złe, gdyż choruję na chorobę, która w przyszłości może spowodować, że na co dzień moim przyjacielem stanie się wózek. Dzięki temu doświadczeniu wiem, że niepełnosprawni  są otwartą grupą i pomogą mi z akceptacją nowej sytuacji.

Jutro zrobię niespodziankę w Caritas i odwiedzę ich na cały dzień. Sesję mam, to mogę :P Na szczęście nie czytają mojego bloga regularnie, więc się nie dowiedzą. Od jutra zaczynam też warsztaty dziennikarskie pod kątem ŚDM. Mam nadzieję, że wiele wniosą w moją działalność wolontariacką.

wtorek, 26 stycznia 2016

"Jam nic, a Bóg taki łaskaw na mnie"

Z Caritasem, a konkretniej z Diecezjalnym Centrem Wolontariatu, wiążą się przygotowania do Światowych Dni Młodzieży. To dzięki nim robię, to, co robię, "wsiąkłam" w atmosferę DCW. Temat ostatniej "Herbatki  z aureolą" również nawiązywał do tego, co w ostatnim czasie zajmuje moje życie.

Na "herbatkę" przybyło bardzo dużo gości, niektórzy byli pierwszy raz. Może to wpływ ferii, może "Ktoś" lub "coś" innego ich sprowadziło, ale to przecież bardzo dobrze. Zazwyczaj coś zaskakuje w wystroju. Tym razem organizatorzy również nie zawiedli, wszędzie, nawet na choince, rozłożone były koszyki. Musieliśmy czekać aż do końca, aby rozwikłać ich zagadkę. Pierwszy raz miałam pierwszy stolik, pierwszy raz siedziałam z niektórymi osobami, ale były też takie, na które częściej "wpadam". Na smak tej herbaty czekałam cały dzień... Mimo, że taka sama jest w biurze Caritas, to jednak tu smakuje inaczej...Tak, hmmm, nieziemsko? Na początku źle się czułam, nie mogłam się skupić, myślałam, że przez to nie przeżyję tego spotkania tak, jak powinnam. Jednak, gdy pojawiło się pierwsze pytanie, już wiedziałam, że dobrze trafiłam. Pytania dotyczyły pracy: kim chcieliśmy być w dzieciństwie, czy lubimy pracować, co nas odciąga od obowiązków, czy pracujemy nad sobą? Przy stoliku był misz-masz osobowości i zawodów: studentka, uczennica szkoły średniej, sprzątaczka, siostra zakonna pracująca w radiu, sportowiec itd. Ale to dzięki temu te spotkania ubogacają. Każdy mówi, co myśli, czuje, uważa, nikt go nie krytykuje, nie próbuje przeciągnąć na swoją stronę. I właśnie wtedy włącza się myślenie, czy ja dobrze postępuję? Dyskutując upieralibyśmy się przy swojej opinii, bo tak jesteśmy skonstruowani. A tu właśnie, dzięki takiej formule pobudzamy rozmyślania.
Pytania pobudziły mnie do rozważań, czy odpowiednio kieruję swoim losem, czy dobrze obrałam kierunek studiów, działam ku rozwojowi moich zdolności, czy to lubię. Zaczęłam myśleć nad tym, do czego tak właściwie dążę. Zwłaszcza, gdy słuchałam, co inni mówili na ten temat.
Z rozmyślań wyrwała mnie kolejna część "herbatki"- część z bł. ks. Bronisławem Markiewiczem. Poznałam bliżej jego życiorys, który kolejny raz pokazał, że każdy z nas może zostać świętym. Nie muszę urodzić się z aureolą, ale mogę na nią zapracować swoim życiem. Dzięki pracy można osiągnąć wiele.
Po modlitwie do patrona spotkania nadszedł czas "mieszania się" między stolikami, swobodnych rozmów. A co z tymi koszykami? To symbol tego, że od nas zależy, ile zaniesiemy Bogu po śmierci.
Temat spotkania bardzo nawiązywał do tego wszystkiego, co się ostatnio dzieje. Przepracowanie, brak motywacji do działania, rozmyślania o śmierci... Wszystko zawarło się na jednej "herbatce"! I to jest w tym najpiękniejsze....

Mój stolik jedynek

Koszyki tu i tam...

Patron "herbatki"

Akcent muzyczny

Nie mogłam się oprzeć, żeby nie zareklamować mojej gazetki parafialnej

sobota, 23 stycznia 2016

A Caritas wciąż stoi i funkcjonuje :)

Mój wolontariat w Caritas nie jest typowy. DCW służy raczej kierowaniu wolontariuszy do innych miejsc czy angażowaniu ich w akcje, które organizuje niż pomocy biurowej. Ale ja zawsze byłam inna :)
 Piątki to mój "Dzień dla Caritas". Na uczelni też mówię, że nie mogę odrabiać w ten dzień zajęć, gdyż "pracuję". Co się będę tłumaczyć, są rzeczy ważne i ważniejsze :)
W Caritas czasem jest tyle pracy, że nie wiadomo, w co włożyć ręce, przez 8 godzin nie ma chwili, aby usiąść. Tak jest przed zimowiskiem, wyjazdem kolonii, Galą Wolontariatu, świętami, szkoleniami... Nie sposób wszystkiego wymienić. Wtedy przydają się wolontariusze. Są też takie dni, że przez cały dzień nie ma dla mnie zajęcia, bo, powiedzmy sobie szczerze, nie każdą pracę może wykonać wolontariusz. I chociaż pracownicy męczą się, pocą, próbują zdążyć ze wszystkim, to ja nie mogę im w tym pomóc. Ale czasem na tym korzystam :) Informatycy w DCW często mają do wykonania jakieś graficzne projekty, a przyglądanie się, jak to robią, nie narusza żadnych przepisów o ochronie danych itd. Więc tak się uczę. Tą wiedzę wykorzystuję na studiach, zwłaszcza teraz, podczas sesji. Pomogłam już kilku osobom przygotować coś graficznie. Oczywiście, gdy tylko mogę, ja również staram się coś zaproponować pracownikom do poprawienia, inne kolory, wyłapać drobne błędy. Więc korzyści są obopólne :)
Czasem do moich obowiązków należy dostarczanie różnych rzeczy do pobliskich miejsc. A z racji tego, że Kielce są małe i wszędzie jest blisko, nie stanowi to problemu. Dzięki temu wiem, gdzie są różne urzędy, ich pracownicy już mnie kojarzą, może mi się to przydać w przyszłości :) Oczywiście, niektórzy pomyślą, że czemu robię to ja, a nie jakiś pracownik. Już wyjaśniam:
1. I tak siedzę, więc czemu nie zrobić w tym czasie czegoś pożytecznego.
2. Pracownik musiałby przerwać swoją pracę, później do niej wrócić, gdy dzieje się to kilkanaście razy dziennie, to w końcu nie skończyłby tego, co ważne, bo zajmowałby się czymś nieistotnym.
3. Chodzę szybciej niż Korzeniowski, czasem ktoś nie zauważy, że już wyszłam, a ja jestem już z powrotem w biurze.
4. Daje mi to możliwość dotlenienia organizmu, poruszania się, co jest ważne przy mojej chorobie.
5. Poznaję dzięki temu wielu ludzi, co później często się przydaje.
Myślę, że tyle argumentów wystarczy. Więcej postów zacznie pojawiać się w połowie lutego, kiedy to na uczelni będę mieć trochę luzu, a do pracy wróci wielki nieobecny :) Zastanawia mnie, jaki będę mieć plan w przyszłym semestrze. Muszę zrobić praktyki pedagogiczne i mieć czas na wolontariat. Nie wiem, czy panie z sekretariatu to uwzględnią :)
Chciałam jeszcze dodać, że czasem Caritas to po prostu miejsce spotkań. Dziś odbyło się jedno z nich, opłatkowe spotkanie wolontariuszy z Biskupem. Niestety, ze względu na pracę, nie mogłam wziąć w nim udziału. Mam nadzieję, że wszystko się udało! Ale spotkania są też inne, jednak już o nich pisałam.Najważniejsze, że wolontariat jednoczy wielu :)

wtorek, 19 stycznia 2016

* * *

Ostatnio dawno nie pisałam. Nie wiąże się to jednak z tym, że nic nie robię w wolontariacie, ani z tym, że sesja za pasem i pochłonęła mnie nauka. Nie zrezygnowałam też z pisania blogu. Po prostu miałam problem co i czy powinnam napisać. Do tego postu zabierałam się kilkanaście (!) razy. Najtrudniej było, gdy widziałam tytuł ostatniego postu... 

Poprzedni post nazwałam "Uzdrawiająca moc wolontariatu". "Wypowiedziałam" to w złą godzinę. Jednych wolontariat uzdrawia, z innych wysysa wszystkie soki.... Od dwóch tygodni główna siedziba wolontariatu stała się taka jakby, hmmm, pusta? Nie ma gwaru, harmidru, wolontariusze nie przychodzą tabunami... W tle nie sączy się religijna muzyka, nie słychać energicznego stukania o klawisze... Jest inaczej, tak ponuro. Wprawdzie pracownicy wciąż wykonują swoje obowiązki, nie przerywają swoich zajęć, jednak jedno biurko jest puste. To z nim związane jest całe zamieszanie.
Istnieją ludzie, którzy potrafią porwać setki innych do działania (spójrzmy na "wielkich" przywódców). Wystarczy, że coś spontanicznie zaproponują, a pozostali garną się do tego. Ale czasem może się zdarzyć, że taki ktoś zniknie. Co wtedy? Jedni stoją bezradnie, nie wiedzą, co zrobić, nie potrafią postawić kroku bez tej osoby. Inni dostrzegają w tym możliwość rozwoju, wzięcia obowiązków na swoje barki i dalszego prowadzenia rozpoczętej idei. Jak będzie w tym przypadku? Nie wiem... Na szczęście ta pustka, choć będzie dosyć długa, w końcu się skończy i życie wróci na odpowiedni tor. Nie mogę się tego doczekać.
Nie wiem kiedy będzie kolejny post. Trudno mi pisać blog, gdy brakuje mi inspiracji, która pokazywała, jak z drobnostki można zrobić coś fantastycznego. Muszę się tego nauczyć sama.
Wszystkim studentom życzę owocnego zdania sesji, maturzystom udanych studniówek, a  uczniom - udanych ferii :) A tym, którzy potrzebują - ogromu zdrowia.

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Bo wolontariat uzdrawia...

Wstałam rano i zastanawiałam się, czy życie musi tak boleć :) Po prostu złapał mnie okropny wirus, który sprawiał, że czułam się okropnie, jak wyżęta przez pralkę kilkanaście razy. Plusem było to, że na uczelni miałam mieć tylko jedne zajęcia. Nastąpiło wahanie:  jechać i się męczyć czy zostać pod ciepłą kołderką. Jedna myśl sprawiła, że postanowiłam przetrwać ten dzień...

Zajęcia przeżyłam, tylko raz zrobiło mi się słabo, ale sytuacja została opanowana. Po zajęciach nogi nie skierowały mnie do busa, tylko do DCW... Chyba jestem uzależniona! Miło było po tak długiej przerwie zobaczyć znajome twarze. Pocieszające było to, że ich nie zarażę, bo oni też wyglądali niemrawo. Tak więc wszyscy razem towarzyszyliśmy sobie w niedoli. Okazało się, że przerwa świąteczna tu nie obowiązuje i kiedy mnie nie było, obowiązki wcale się nie zmniejszały. Czekała mnie więc kupka dokumentów do uzupełnienia. Ale chciałam się pochwalić, że w końcu czuję się pewnie i nie popełniam tylu błędów, nie niszczę tylu rzeczy :) Gdyby nie wolontariat, nie poruszałabym się tak sprawnie w arkuszach kalkulacyjnych, dokumentach i drukowaniu :) Wcześniej komputer służył mi do naprawdę podstawowych spraw: praca w Wordzie, wyszukiwarka do Facebooka i poczty, a drukarka to była czarna magia. Może dla kogoś to będzie powód, aby zaangażować się w wolontariat?

Gdybym ten dzień spędziła pod kołdrą, to wciąż myślałabym o tym, jak źle się czuję. W wolontariacie nie miałam czasu na takie rozmyślania, dzięki czemu jest mi już lepiej. Muszę zapamiętać, że wolontariat jest najlepszym lekiem na zło tego świata :)
 Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

Dorota