piątek, 27 listopada 2015

Świadectwo w gimnazjum

We wtorek miałam okazję opowiadać gimnazjalistom z mojej miejscowości o wolontariacie. Przygotowałam krótką prezentację zachęcającą do pomagania innym i trochę opowiedziałam o swojej działalności. Byłam zaskoczona tym, że pomimo młodego wieku kilkoro z nich czynnie angażuje się w wolontariat, a pozostali dopytywali o szczegóły, jak zacząć. Bardzo to cieszy. Wierzę, że niedługo zasilą szeregi wolontariuszy Diecezjalnego Centrum Wolontariatu lub innych organizacji zajmujących się wolontariatem w Kielcach.

wtorek, 17 listopada 2015

Błogosławieni Czystego Serca

 Jak już wielokrotnie wspominałam, wolontariat to nie tylko stricte działania pomagające ludziom, ale też zawieranie nowych znajomości, a czasem poznawanie nowych miejsc (np. podczas kolonii). Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o pielgrzymce w intencji Światowych Dni Młodzieży, którą odbyli wolontariusze i pracownicy Diecezjalnego Centrum Wolontariatu w Kielcach. Naszym hasłem było "Błogosławieni Czystego Serca".
 Naszą wyprawę rozpoczęliśmy 13 listopada punkt 16:00 spod DCW. Dziewięcioosobowa ekipa (tylko tyle było miejsc w samochodzie) wyruszyła do Nowego Miasta nad Pilicą. Znajduje się tam sanktuarium bł. Honorata Koźmińskiego. Najpierw wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której mieliśmy okazję zwiedzić muzeum poświęcone błogosławionemu, a także krypty, w których spoczywają inni zakonnicy. Najbardziej zaskakująca była dla nas woskowa figura bł. Honorata, który wyglądał na niej jak żywy.
Następnym celem naszej podróży był Niepokalanów. Odżyły wspomnienia z wrześniowego wyjazdu :) Tam mieliśmy nocleg, w tym samym miejscu, gdzie byłam kilka miesięcy wcześniej. Integrowaliśmy się przy wspólnym robieniu kolacji i jej spożywaniu.
W sobotę rano wyruszyliśmy na zwiedzanie Niepokalanowa. Wraz z siostrą Julią odwiedziliśmy redakcję Małego Rycerzyka Niepokalanej, a także miejsca związane ze świętym Maksymilianem Kolbe. Opowiedziała nam wiele ciekawostek. Niestety, musieliśmy ruszać dalej. Kolejnym punktem naszej podróży był Włocławek i miejsce, w którym zginął bł. ks. Jerzy Popiełuszka.  Następnie byliśmy w muzeum mu poświęconym, gdzie oglądaliśmy filmy dokumentalne na jego temat. Mieliśmy też możliwość ucałowania jego relikwii. Zaraz potem wyruszyliśmy do Torunia, gdzie zwiedzaliśmy katedrę Janów, wielką szafę, pomnik Kopernika, jednak najważniejszym punktem było sanktuarium bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego.  Ksiądz proboszcz opiekujący się tym miejscem opowiedział nam wiele ciekawostek, pokazał miejsca, które nie każdy pielgrzym może zwiedzić. Później pojechaliśmy do siedziby Radia Maryja, gdzie mieliśmy okazję nagrać pozdrowienia dla wszystkich wolontariuszy ŚDM z naszej diecezji. Zmęczeni nadmiarem wrażeń wyruszyliśmy do Lichenia. Pomimo późnych godzin, byliśmy na cmentarzu wizjonerów, gdzie odmówiliśmy Apel Jasnogórski oraz zwiedziliśmy teren.
Niedzielny poranek okazał się deszczowy, jednak wolontariusze zawsze pokonują przeciwności losu. Dzień rozpoczęliśmy Mszą Świętą przy cudownym obrazie. W strugach deszczu weszliśmy na Golgotę i modliliśmy się w kościołach i kaplicach umieszczonych na tym terenie. Nieopodal znajduje się Las Grąbliński, w którym ofiarowaliśmy dziesiątkę różańca w intencji ŚDM.  Kolejnym punktem na naszej mapie było Chełmno, a dokładniej ośrodek zagłady Żydów podczas II Wojny Światowej. Było to dla nas wstrząsające przeżycie. W milczeniu pojechaliśmy do Kalisza - najstarszego miasta w Polsce. Tam zwiedliśmy sanktuarium św. Józefa. W planach mieliśmy jeszcze dwa miejsca, więc musieliśmy się spieszyć. Zakonnicy w Gidlach specjalnie dla nas zostali dłużej w sanktuarium, abyśmy mieli okazję pomodlić się przy cudownej figurce Maryi. Przybliżyli nam jej historię, zachęcali do częstszych wizyt czy udziału w obchodach jubileuszowych w maju przyszłego roku. Nadszedł czas na ostatni punkt - Włoszczowę. Niektórzy nie zdawali sobie sprawy, że tak niedaleko nas jest sanktuarium Matki Bożej Opiekunki Rodzin. Jego historię przybliżył tutejszy proboszcz.
Pokonaliśmy ok. 900 km. Podczas jazdy śpiewaliśmy pieśni, odmawialiśmy różańce, koronki, modlitwy, ale też żartowaliśmy czy po prostu spaliśmy. W naszych modlitwach nie pomijaliśmy intencji ŚDM, z którą wyruszyliśmy w drogę. Cieszę się, że miałam okazję zwiedzić tyle miejsc i przybliżyć się do Boga. Gdyby nie to, że jestem wolontariuszem, raczej nie miałabym okazji do takiej pielgrzymki. Wolontariat ubogaca w wielu sensach :)

niedziela, 8 listopada 2015

Tak, jak zakochani nie dostrzegają wad u swojej "drugiej połówki", tak zakochani w wolontariacie rzadko dostrzegają jego wady. Jednak, gdy zdadzą sobie z nich sprawę, to mają dwa wyjścia: albo zrezygnować, albo zrobić z nich coś pozytywnego. Może nie mam dużego doświadczenia w wolontariacie, ale tym zaczynającym chciałabym pokazać, czego mogą się spodziewać, aby nie byli niemiło zaskoczeni.

- charakter ludzi - nie możemy zapanować nad tym, że ktoś ma inny charakter niż nasz. Stereotypowo patrząc starsi ludzie mogą być zgorzkniali, małe dzieci irytujące, młodzież krnąbrna i niegrzeczna.... No ale wśród nich są też mili, uprzejmi, grzeczni, spokojni... Czasem musimy przekonać się do kogoś, odrzucić obawy, może przy bliższym poznaniu ta osoba okaże się naszym idealnym kompanem, a początkowa niechęć wynikała ze strachu przed nowym. Pamiętajmy jednak, jeśli jest naprawdę źle, to mamy prawo do zmiany. Nic na siłę.

- narzucanie naszych pomysłów- przychodząc na wolontariat jesteśmy po szkoleniach, wciąż żyjemy wiedzą na nich zdobytą, chcemy zaraz wcielić ideały w życie. Czasem jednak takim zachowaniem wręcz kogoś krzywdzimy. To ktoś żyje ze swoją np. niepełnosprawnością X lat i ma inne sposoby na skorzystanie z toalety czy jedzenie, my nie możemy narzucać mu tego, czego nauczyliśmy się na jakimś kursie. Oczywiście, mamy prawo zaproponować nowe rozwiązania, jednak nie narzucajmy ich, tylko zastosujmy się do tych obowiązujących.

- obrzydzenie - każdy z nas jest tylko człowiekiem i ma prawo do chwili słabości. Zwłaszcza, gdy styka się z czymś dotąd nieznanym. Może to zabrzmi brutalnie, ale taka jest prawda. Niektórzy mają wstręt do starszych osób czy bezdomnych, bo mają specyficzny zapach, inni brzydzą się karmienia kogoś, jeszcze inni nie potrafią przełamać się i posprzątać odchodów jakiegoś zwierzęcia. Kiedy jednak "oswoimy" coś dotąd nieznane, to łatwiej nam to zaakceptować. Trzeba się tylko odważyć!

- monotonia - na początku zawsze jest "fajnie", "super", ale z czasem popadamy w rutynę. Wciąż odrabiamy z dziećmi zadania matematyczne  z tego samego działu, codziennie o tej samej porze kogoś karmimy tym samym, nieustannie wypełniamy tą samą tabelkę, która nie ma końca. Niektórzy lubią systematyczność, inni unikają jej jak ognia. Jeśli nie chcemy robić czegoś stale, może warto wtedy skupić się na wolontariacie akcyjnym. Mnóstwo emocji, działania na wysokich obrotach, krótko, a potem przerwa do następnej akcji. Gdy decydujemy się na wolontariat stały, to przecież od nas zależy, czy będzie on monotonny, czy wprowadzimy do niego nowe życie.

- odpowiedzialność - wielu początkujących wolontariuszy zapomina o niej. Pełni entuzjazmu zapisują się na różne typy wolontariatu. Np. na pomoc przy festynie zapisuje się 30 osób, zdeklarowanych, wiedzą, jak chcą pomóc! A przychodzi... 20? 15? A gdzie reszta. Oczywiście zdarzają się różne sytuacje losowe, ale odpowiedzialny człowiek informuje o tym, szuka kogoś na zastępstwo. Niektórzy myślą, że gdy zapiszą się na jakiś wolontariat stały, ale po kilku razach stwierdzą, że to nie dla nich, to będąc odpowiedzialnymi muszą wytrwać do końca. Wcale nie! Właśnie ktoś odpowiedzialny zgłasza, że to jednak nie to, a nie po prostu przestaje przychodzić.

- emocje - nie w każdym typie wolontariatu są wskazane, czasem wręcz przynoszą więcej szkody niż pożytku.  Ale to właśnie tutaj mamy okazję do nauki panowania nad nimi, co może zaowocować w przyszłości. Tak zamieniamy wadę w zaletę :P

Nie przychodzą mi na myśl inne wady wolontariatu, chociaż pewnie jakieś się znajdą. Nie chcę jednak nikogo straszyć, a uświadomić. Mimo to, każdego dnia przybywa wielu wolontariuszy w każdym wieku. A ja wciąż trwam w nim od chyba 4,5 roku, więc chyba warto :) Jeszcze się nie zniechęciłam :)

sobota, 7 listopada 2015

"Poczucia odrzucenia nie da się wyleczyć"

Ostatnio ponad wolontariat w Caritas, niestety, ważniejsze są studia, stąd tak mało wpisów. Tym bardziej, że działam też w innych wolontariatach  (Akademia Przyszłości, Szlachetna Paczka, wolontariat w parafii i lokalnych stowarzyszeniach). W tym tygodniu kilka razy byłam w DCW, pomagałam przy różnorodnych rzeczach, jednak nie o tym chciałam dziś napisać (chociaż o oczywiście też były to ważne sprawy).
 Chciałam Wam opowiedzieć o szkoleniu dla wolontariuszy zorganizowanym przez Caritas Diecezji Kieleckiej z dofinansowaniem PFRON o nazwie "Pomóżmy pomagać". Można je nazwać "międzypokoleniowym", gdyż brali w nim udział studenci Uniwersytetu Trzeciego Wieku zaangażowani w wolontariat i młodzież z naszego DCW. Zostało podzielone na trzy odrębne sekcje. Podczas pierwszego dnia mieliśmy zajęcia praktyczne z fizjoterapeutami z fundacji FAR, która pomaga niepełnosprawnym przystosować się do nowych realiów życia. Pokazywali nam, jak jeździć po przeszkodach, przesadzać osobę niepełnosprawną czy bezpiecznie upadać z wózkiem. Najważniejsze było to, że mogliśmy "wcielić się" w osobę jeżdżącą na wózku, zobaczyć, jaka to trudność pokonać próg w drzwiach czy trzy schodki. Jedna osoba była "chora", a druga zawsze ją asekurowała. To ważne podczas kontaktu z osobami sparaliżowanymi, aby umieć im pomóc, odpowiednio złapać itd.
Część druga poświęcona była wolontariatowi hospicyjnemu. Tu padło wiele ważnych słów od osób, które na co dzień spotykają się ze śmiercią. Wykładu było mało, organizatorzy skupili się na warsztatach i filmach, które obrazowały to, z czym możemy się spotkać podczas naszego wolontariatu. Wiele pomógł nam w tym film o bł. Matce Teresie z Kalkuty. Wiemy, jak ważną rolę odegrała ona nie tylko dla indyjskich ludzi. To chyba właśnie dzięki nim dostrzeżono umierających. "Przyprowadzała zwierzęta, a odchodziły anioły"- to takie podsumowanie jej działalności, które zasłyszałam w filmie, ale też podczas innych szkoleń prowadzonych przez naszego koordynatora. Tytuł, który nadałam temu postowi to również jej słowa, a idealnie odnoszą się do tematyki szkolenia.
Podczas trzeciej części szkoleniowej spotkaliśmy się z psychologiem-terapeutą. Dowiedzieliśmy się, jak aktywnie słuchać chorego, jak pomóc mu przejść fazy akceptacji choroby/śmierci, co robić, aby nie szkodzić. Każdy z nas zrobił też test predyspozycji, dzięki któremu uświadomiliśmy sobie, że nie możemy "na siłę" do czegoś się dopasowywać, jeśli jest to wbrew nam. I np. mi wyszło, że idealna jest dla mnie praca z ludźmi, nauczanie, pomaganie, ale już mam problem ze zdolnościami manualnymi, technicznymi, naukowymi czy rozwiązywaniem problemów bez udziału emocji - i to się zgadza!
Mogłabym przepisać wszystkie notatki, które zrobiłam podczas tych szkoleń, jednak "po co?". Myślę, że tymi kilkoma słowami zachęciłam Was do udziału w szkoleniach i zainteresowaniu się innym rodzajem wolontariatu niż świetlice środowiskowe, kolonie, festyny czy kwesty. Warto dostrzegać niepełnosprawnych wśród nas, otwierać się na nie. Wiele dał mi niedawno zakończony kurs języka migowego, który pokazał mi, że niepełnosprawny to nie tylko "ten na wózku", ale ktoś w moim wieku, modnie ubrany, mający pracę, zainteresowania, ale nie słyszący. Dowiedziałam się też, że warto odrzucić śmierć jako temat tabu i zacząć ją traktować jako kolejny etap życia każdego człowieka.
Kolejny post chyba dopiero za tydzień, ale obiecuję, że będzie bardzo interesujący i na pewno bardziej pozytywny :)