środa, 29 lipca 2015

Chaotyczny czas :)

Nie wiem czy uwierzycie, ale mam już 10 wersji roboczych tego postu i naprawdę nie mam kiedy go dokończyć. No ale cóż, takie są uroki kolonii :-) Pamiętacie zabawę w numerki? Na tej kolonii również ją zrealizowaliśmy. Wychowawcy byli bardzo pomysłowi w swoich kryjówkach: dach, ukryci za drzewami, taczkami lub na widoku, ale udawali, że si nie bawią :-) Pani Dorotka nie mogła mieć jednak nudnej kryjówki, więc zaszyła się w kontenerze na śmieci! Niestety, zdradził mnie pieniek, który podtrzymywał pokrywę, abym miała dostęp tlenu ;-) Prawie codziennie organizujemy dyskoteki,  na które chętnie przybywa druga kolonia mieszkająca w tym samym ośrodku. No jak im odmówić udziału w zabawie, skoro widać zazdrość w ich oczach, gdy my bawimy się fantastycznie, a oni nie. W sobotę nasi podopieczni malowani piękne kartki pocztowe z pozdrowieniami dla biskupa. Kolejnego dnia ciekawą dla nich atrakcją była nauka tańców. Wszyscy byli zachwyceni tym, jak animator muzyczny Dawid potrafi się ruszać, tańczyć i uczyć tego innych. Bez względu na wiek i płeć wszyscy bawili się fantastycznie! Inną z zabaw na "pogodny wieczorek" był quiz "1 z 10". Dziś mieliśmy chrzest kolonijny... Wszystko tak chaotycznie, ale poprawię się po powrocie z kolonii :) miłej nocy :)






czwartek, 23 lipca 2015

Relacja na żywo :)

Dopiero pierwszy pełny dzień przeżyty na kolonii, a czuję się jakby to była już połowa. To chyba dobrze :) Dziś będzie krótko, bo na kolonii każda minuta jest cenna :)

    Wczorajsza podróż minęła bardzo spokojnie. Wszyscy dobrze się czuli, mieliśmy tylko dwa postoje, gdyż dzieci nie potrzebowały więcej. Słowem - kolonia jak marzenie! Bardzo pozytywnie przebiegł pierwszy "pogodny wieczorek". Uczestnicy poznali na nim piosenki, które będą śpiewać bardzo często przez kolejne dwa tygodnie, a następnie wysłuchali, jakie zasady, przepisy obowiązują na kolonii. Nasza integracja była pozytywnie odebrana przez inny turnus, który również przebywa w tym samym ośrodku. Byli zdziwieni, że podczas pierwszego spotkania wszyscy potrafią się tak dobrze bawić.
   Dziś rozpoczęliśmy turnus Mszą Świętą, a po śniadanku wyruszyliśmy zwiedzać Karpacz. Czas po obiedzie był przeznaczony na przygotowanie prezentacji swoich grup. Mój "Gang Doroty" ułożył nawet piosenkę o czasie kolonijnym, jednak co niektórych zjadła trema. No ale cóż, wybaczamy :) Po występie wszystkich grup była niespodzianka - dyskoteka! Inna kolonia patrzyła z utęsknieniem, jak nasi wychowankowie tańczą, więc zaprosiliśmy ich do wspólnej zabawy. A teraz już czas kończyć, sprawdzić kolejny raz, czy wszyscy śpią, ustalić kolejny dzień i zregenerować siły na kolejny dzień.
A może kiedyś zdradzę, jakie słowo jest hasłem kolonii wśród wychowawców i jaki przydomek nadała mi grupa najstarszych chłopców. To jednak już na spokojnie. Dobrej nocy :)

poniedziałek, 20 lipca 2015

A weekendy spędzam tak...

Nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałam aż tak intensywny weekend. Nie wiem, czy wszystko dam radę opisać, jednak spróbuję, byście się wczuli w to, co ja przeżywałam. 

         Zacznijmy od piątku. Rano chwilę pomagałam w pracach biurowych, jednak już po 9-tej wyruszyłam do Kaczyna. Jest tam ośrodek,  w którym właśnie trwa polsko-białoruski turnus kolonijny. Z racji tego, że niedawno ukończyłam studia pedagogiczne, miałam możliwość sprawdzenia się i poprowadzenia zajęć z języka polskiego. Postawiłam na naukę przez zabawę. Wspólnie z Polakami, Białorusinami i Anglikami zmagaliśmy się z polską literaturą, łamańcami językowymi i zabawami logopedycznymi. Zrobiłam to jednak w tak atrakcyjny sposób, że nie mogłam odpędzić się od chętnych do poszczególnych konkurencji. Byłam zdziwiona, że tak entuzjastycznie zostałam przyjęta, że miałam tylu chętnych do pomocy i że widziałam zadowolenie na ich twarzach. Następnie bawiliśmy się w "numerki", ale już opisywałam tą zabawę. Dodam, że idealnym rozwiązaniem na tej kolonii okazało się połączenie uczestników różnego pochodzenia i wieku w pary podczas tej gry. Dzięki temu bardziej się zintegrowali, starsi poczuli odpowiedzialność nad młodszymi. Kolejnym interesującym punktem było czuwanie z kanonami Taize. Byłam w szoku, że wywołało ono takie wrażenie na uczestnikach. Niektóre dzieci się wręcz wzruszyły, inne były zachwycone. Wiele dała też atmosfera i dekoracja, którą przygotowali wolontariusze z DCW. W tym dniu miałam również okazję uczestniczyć w spotkaniu kadry tego turnusu, planowali "śluby kolonijne", które podobno bardzo się udały.
   
   Prosto z Kaczyna, o zabójczej wręcz porze (4:30), wolontariusze i pracownicy DCW wraz z rodzinami wyruszyli do Warszawy, by wielbić Jezusa na Stadionie Narodowym. Całą drogę poświęciliśmy na integrację. Tuż po 8-ej wkroczyliśmy na stadion i zajęliśmy swoje miejsca. Najpierw odmówiliśmy różaniec, a następnie wysłuchaliśmy trzech konferencji ojca Johna Bashobory z Ugandy  Między konferencjami chwaliliśmy Pana śpiewem i podziwialiśmy, jak pięknie potrafią tańczyć wolontariusze. My też próbowaliśmy naśladować ich ruchy, jednak było to utrudnione ze względu na przydzielone nam miejsca na trybunach. Po konferencjach wzięliśmy udział we Mszy Świętej. Około 50 tys. uczestników wspólnie wyznawało swą wiarę. Trudno opisać mi wszelkie emocje towarzyszące podczas tego spotkania. Gdy opowiadałam koleżance, próbowała się odnaleźć w tym misz-maszu emocji i wspomnień, jednak widziała też, jak dużo to dla mnie znaczyło. Szczególne wrażenie wywołała we mnie adoracja Najświętszego Sakramentu wraz z modlitwą o uzdrowienie. Wiele osób zostało uzdrowionych podczas tego spotkania, wiele spojrzało w inny sposób na Boga, osobiście trudno mi powiedzieć, co dały mi te rekolekcje, jednak coś na pewno "pękło" w sercu. Nie sposób opisać tej atmosfery, jedni zasypiali w Duchu Świętym, inni mieli w Nim radość i nie mogli opanować śmiechu, kolejni płakali... Każdy jednak na swój sposób chwalił Jezusa ukrytego w Hostii. Dzięki ogromnym telebimom mogliśmy go mieć nieustannie przed oczami. Jestem pod ogromnym wrażeniem tych rekolekcji. Jednak nie potrafię tego wyrazić i opisać zwykłymi słowami. To trzeba po prostu przeżyć.

     Niedziela była również bardzo intensywnym dniem. Zastanawiałam się, jak ją połączyć z wolontariatem, żeby móc się podzielić wrażeniami z niej. No i zrobię to przez osobę naszego koordynatora, w którego parafii byłam :) Tamtejszy kościół jest pod wezwaniem Wszystkich Świętych, więc od jakiegoś czasu średnio raz w miesiącu do parafii zostają wprowadzone relikwie jakiegoś świętego. Pierwszy raz miałam okazję uczestniczyć w takiej Mszy wprowadzającej, wczoraj parafia w Brzezinach zyskała relikwie Katarzyny Laboure. Otrzymaliśmy możliwość ucałowania ich, medalik, który przez jej osobę Maryja poleciła nosić wiernym oraz pamiątkową pocztówkę z modlitwą do niej. Byłam pod wrażeniem oprawy liturgicznej, przebiegu uroczystości, dekoracji. Cieszę się, że miałam możliwość w niej uczestniczyć. To jednak nie wszystko, po Mszy Świętej miałam okazję uczestniczyć w biesiadzie, którą nasz koordynator organizował dla swoich przyjaciół z parafii i nie tylko, gdyż byli tam też inni wolontariusze z DCW. Następnie odbył się Bieg o Laur Brzezin, w którego organizacji troszkę pomagałam. Dostałam nawet na pamiątkę tego dyplom okolicznościowy :) Niestety, ze względu na dojazd, nie mogłam zostać do końca. Jednak cieszę się, że mogłam tyle przeżyć.

    Intensywny weekend byłby bardziej intensywny, gdyby nie ciągłe przerwy w dostawie prądu :) Dlatego też dopiero teraz dodaję post. Dzięki temu mogłam sobie wszystko "poukładać" i opisać. Dzisiejszy dzień spędzam na pomocy przy pakowaniu mojego turnusu kolonijnego. Nie można o niczym zapomnieć: piłkach, lekach, upominkach itd. Kolejny post więc pewnie będzie dodany już z kolonii. Życzę wszystkim udanego tygodnia i uśmiechu na twarzy :)

czwartek, 16 lipca 2015

Kolonijny czas

Już za kilka dni sama wyjeżdżam na kolonie, jednak, jak już wspominałam, teraz pomagam przy przygotowaniu innych. Głównie sprawdzanie zgodności kart, kart i kart. Ale nie jest to tak nudne, gdy inni wspominają swoje pobyty na koloniach. Nawet w tym tygodniu nasz koordynator wrócił z wizytacji i opowiadał o tym, jak są kreatywni wolontariusze, byleby dzieci miały udaną zabawę. 
   Jedna z takich historii dotyczyła zabawy w "numerki". W skrócie: polega ona na tym, że wychowawcy kryją się w różnych miejscach, a koloniści mają za zadanie znaleźć ich w odpowiedniej kolejności. Nie mają oni pojęcia, jaki numerek ma dana osoba, więc najczęściej osoba najbliżej ma ostatni numerek i ciągle trzeba do niej chodzić i pytać, czy akurat teraz trafili :) Numerek jest wydany wtedy, gdy dziecko pokaże odpowiedni poprzedni numerek. Ale do rzeczy. Pomysłowi wychowawcy chowali się za koszami na śmieci, w łazience z napisem AWARIA, za muszlą klozetową, za drzwiami i w wielu innych miejscach. Osobiście raz brałam udział w tej zabawie, podczas spotkania kadry kolonijnej po kolonii, bardzo przypadła mi do gustu, myślę, że na "swojej" kolonii również ją powtórzę.
   Dopiero turnusy wyjechały, a już ja zaraz jadę. Już połowa turnusu w Wisełce i Kaczynie za nami. W tym ostatnim miejscu przebywają uczestnicy z Polski i z Białorusi. Dlatego też jutro mam tam przeprowadzić kilka zabaw polonistycznych. To dla mnie wspaniała okazja do sprawdzenia, czy potrafię swoją wiedzę teoretyczną uzyskaną w toku studiów wykorzystać w praktyce. Trochę się stresuję, ale wolontariusze kochają podejmować się nowych wyzwań!
  Najbliższe dni będą bardzo intensywne, najpierw działania na kolonii w Kaczynie (planujemy również przeprowadzić kilka zabaw), potem wyjazd na "Jezusa na stadionie" do Warszawy wraz z innymi wolontariuszami, a potem już pakowanie się na wyjazd kolonijny do Karpacza. Och, będzie się działo!
 A na poprawę humoru kilka zaległych zdjęć z kajaków :)
Nie wiem, kiedy znajdę czas, by zrelacjonować tak intensywny weekend, ale obiecuję zrobić to wkrótce! Miłego weekendu dla czytelników :)
Biskup mnie onieśmiela :P

Nawet nasza Monika się "załapała" do zdjęcia :) To ona czuwała nad listą chętnych osób na kajaki

Z ks. biskupem Marianem Florczykiem i ks. Krzysztofem Banasikiem

Przystojni ratownicy wraz z kolejną naszą wolonatriuszką

No i ja z ratownikiem

wtorek, 14 lipca 2015

List do Ciebie...

Drogi Czytelniku!

    Dziś piszę do Ciebie list. Szczególny list, w którym chciałabym zachęcić się do zmiany  cząstki swego życia. Wierzę, że dzięki temu staniesz się szczęśliwszy, ale może od początku...
    Już kilkanaście lat żyjesz na tym świecie. Wiele widziałeś, ale wiele rzeczy jeszcze przed Tobą. Może właśnie teraz masz wakacje. Pierwsze dni to nadrabianie dni, kiedy trzeba było wcześnie wstać, teraz śpisz tak długo, jak tylko możesz. Może czytasz też zaległe książki czy przechodzisz kolejne poziomy w grach, gdyż w roku szkolnym nie było na to czasu. Ale w końcu będzie taki dzień, w którym nie będziesz mieć pomysłu na rozrywkę lub co gorsza, ostatni dzień wakacji i stwierdzisz "nic nie zrobiłem w te wakacje".
   Proponuję Ci zaangażowanie się w wolontariat. Masz teraz dużo czasu, czemu nie spożytkować go w mądry sposób? Wiele zgromadzeń zakonnych, parafii czy świetlic organizuje półkolonie dla najmłodszych. Warto podejść i zapytać, czy nie szukają kogoś do pomocy przy zabawach, przygotowaniu materiałów czy do posprzątania po dniu zabaw. Wiele osób starszych podczas upału nie jest w stanie pójść do sklepu ze względu na skoki ciśnienia. Warto podejść i zapytać, czy czegoś nie potrzebuje. Wiele miejscowości mijają pielgrzymi krocząc na Jasną Górę. Może warto zapytać w parafii, czy nie potrzeba pomocy przy przygotowaniu dla nich posiłku lub przy jego rozdawaniu. Może w Twojej miejscowości w wakacje organizowane są festyny rodzinne, może warto zadeklarować swoją pomoc? Jeśli lubisz zwierzęta, nie ma problemu. Wiele schronisk szuka osób, które pomogą im przy wyprowadzaniu psów na spacer czy karmieniu.
   Oj znam Cię, wiem, co teraz myślisz. Że to nuda, po co robić coś darmo, że się zaharujesz i nic z tego nie będziesz mieć.   Ale wielcy sądzą inaczej. Jan Paweł II powiedział: "Człowiek jest wspaniałą istotą nie z powodu dóbr, które posiada, ale jego czynów. Nie ważne jest to co się ma, ale czym się dzieli z innymi." Z kolei Matka Teresa z Kalkuty opowiadała:
"Spałam i śniłam, że życie jest samą przyjemnością, obudziłam się i spostrzegłam, że życie jest służbą na rzecz innych. Służyłam i zobaczyłam, że służba jest przyjemnością."
 Oboje zostali uznani za świętych. Czyli jednak coś można otrzymać za pomoc innym. Jeśli nie na Ziemi, to może w Niebie?
   Wolontariat zmienia człowieka. Na lepsze. Sprawia, że ludzie z daleka czują łunę dobroci, która go otacza. Może też być chcesz być takim "Dob­rym człowiekiem, który jest jak małe światełko. Wędru­je pop­rzez mro­ki nasze­go świata i na swo­jej drodze za­pala zgaszo­ne gwiazdy. " Uwierz, że warto...
   No dobrze, masz wakacje, więc nie będę już Ci "truła". Ale proszę, przemyśl to. Pozwól, by Twoje życie stało się piękniejsze. A na tą chwilę życzę Ci udanych wakacji,  miłych chwil i wiele odpoczynku. Już wkrótce napiszę znowu.
Pozdrawiam serdecznie,
Dorota

piątek, 10 lipca 2015

Sto lat!

Raczej nikogo nie zaciekawi fakt, że kolejne dni spędziłam na wpisywaniu danych... Więc znalazłam temat zastępczy :) URODZINY!
Już na kursie wychowawcy wypoczynku przypominano nam, żeby zwrócić uwagę analizując karty zgłoszeniowe, czy dane dziecko podczas kolonii nie ma urodzin. Wtedy należy wręczyć jakiś drobny upominek, by nie czuło się one zapomniane, w końcu każde urodziny są tylko raz w życiu :)
 A jak jest w wolontariacie? Jako koordynatorka "Poczty Dobra", o której już wspominałam, wysyłam urodzinowe listy do wolontariuszy zaangażowanych w ten projekt lub zachęcam innych do zrobienia tego samego. Przecież miło jest dodać niespodziewanie list z życzeniami :)
Ci "bardziej" zaangażowani w wolontariat też mogą liczyć na prezenty urodzinowe. Czemu Ci zaangażowani? Logicznie rzecz ujmując, gdy ktoś raz pojawił się w wolontariacie, nie znalazł tu miejsca, to nie sposób go szukać. A gdy ktoś jest tam codziennie, to może zasłuży na skromny upominek :)
Skąd dziś ten temat? Ponieważ właśnie dziś nasz wspaniały koordynator ma urodziny! Wolontariusze już tydzień przed przychodzili do niego z życzeniami, gdyż wczoraj wyjechał na "hospitację" jednego z turnusów kolonijnych. Wraz z wolontariuszami "Poczty Dobra" również o tym pamiętałam, przygotowaliśmy skromny upominek z jego ulubionymi motywami: smerfami i hipopotamami. W końcu całe życie jesteśmy dziećmi! Ucieszył się, ale też zdenerwował, że to nie potrzebne. No ale przecież trzeba pamiętać o urodzinach! My też dostaliśmy prezenty, gdy świętowaliśmy :) Poza tym, tyle mu zawdzięczamy: zostawanie z nami po godzinach pracy, kreatywne organizowanie szkoleń (nigdy nie ma dwóch takich samych), umożliwianie nam realizacji własnych pomysłów... Och nie sposób wszystko wymienić.
Korzystając z okazji chciałabym życzyć koordynatorowi Diecezjalnego Centrum Wolontariatu i wszystkim tym, którzy mają w najbliższym czasie urodziny, wszystkiego dobrego,opieki  Opatrzności Bożej, spełnienia najskrytszych marzeń, wielu sukcesów i wytrwałości we wszystkich podjętych przez siebie zadaniach.
Może w ciągu kolejnych dni znajdę jakiś ciekawy temat do opisania. Wprawdzie mogę o wpisywaniu danych opowiadać tak, jakby to był skon na bunggie, lecz nie chcę Was, moi Czytelnicy, zanudzać :)
Miłego weekendu :)

wtorek, 7 lipca 2015

A przed koloniami....

Czy znacie to uczucie, gdy za kilka godzin wyjeżdżacie, a Wasze rzeczy wciąż nie spakowane? No to w Caritasie tak nie ma! :) Do kolonii przygotowuje się kilka miesięcy wcześniej: gromadzi kadrę, uczestników, potrzebne materiały, dokumenty i nie wiem co jeszcze :) Jednak zawsze z czymś się nie zdąży, ale wtedy pomocną dłonią służą wolontariusze.
Dziś był właśnie taki dzień, w którym pomoc wolontariuszy okazała się niezbędna. Gdy przyszłam w godzinach popołudniowych, dużo rzeczy już było zrobionych, ale wiele wciąż czekało, aż ktoś poświęci im uwagę. Najczęściej zostają czynności bardzo proste, ale wykonywane na masową skalę, przez co z czasem robią się monotonne. Dlatego też wolontariusze często się nimi wymieniają :) Dziś wolontariusze składali i spinali śpiewniki dla małych kolonistów, sprawdzali, czy wszystkie rzeczy na turnusy są spakowane (to już  w tym tygodniu pierwsze dwa!!!), liczyli dyplomy, by żadnemu dziecku nie zabrakło. A jutro też czeka wiele zadań. Na szczęście, wszystkie "najcięższe" czynności zostały zrobione już kilka tygodni temu. Nigdy nie sądziłam, że tyle zamieszania wiąże się z koloniami. Ale teraz już wiem! I gdy będę na koloniach, będę myśleć, o chyba to ja spinałam ten śpiewnik lub o! byłam, gdy te zabawki były pakowane. To naprawdę cudowne uczucie, że mogę przysłużyć się tak ogromnej akcji.
Nie wytrzymam, muszę się pochwalić, od dziś legitymuję się tytułem licencjata :). Może moje umiejętności będę mogła wykorzystać w swoich działaniach wolontaryjnych :)
Życzę wszystkim czytelnikom udanych wakacji :) może na koloniach z Caritas? :P

sobota, 4 lipca 2015

Kajakiem do źródeł wiary

Dzisiejszy dzień był bardzo emocjonujący. Wprawdzie jeszcze nie ochłonęłam, ale może właśnie dzięki pisaniu dotrze do mnie, co dziś się wydarzyło. Jak już wspominałam w poprzednich postach, dziś odbył się spływ kajakowy. Była to pierwszorazowa inicjatywa MOSiRu i Diecezji Kieleckiej. I oby nie ostatnia!
Dzień rozpoczął się dosyć wcześnie, gdyż o 7:30 uczestnicy wyprawy stawili się na zbiórkę na parkingu przy Stadionie Korony w Kielcach. Tam też przeliczyliśmy, czy nikt nie zaspał, zapoznaliśmy się z zasadami bezpieczeństwa, a także otrzymaliśmy torby z niezbędnym na takie wyprawy wyposażeniem. Były  w nich napoje, pyszne bułki  z jagodami, a także foliowe woreczki na rzeczy, co by nikomu nie zamokły. Tak wyposażeni ruszyliśmy z modlitwą na ustach. Podczas jazdy byliśmy dzieleni na pary tak, by osoby mniej doświadczone płynęły z tymi bardziej. Tuż przed dotarciem na miejsce skręciliśmy zwiedzać Pałac Wielopolskich w Chrobrzu. Przewodnik opowiadał, że jeszcze kilka lat temu mieściła się tu szkoła, która obecnie znajduje się kilka metrów dalej. Podziwialiśmy skrywane tam unikatowe wystawy, dziwiliśmy się tym, że rzeczy zachowały się w tak dobrym stanie. Każdy uczestnik otrzymał Paszport Turystyczny, a w Chrobrzu mogliśmy wbić do niego pierwszą pieczątkę.

Niedaleko Pałacu, w tej samej miejscowości, rozpoczął się nasz spływ. Niektórzy byli przerażeni, inni pewni swoich sił, ale wszyscy nie mogli się doczekać, kiedy w końcu ruszą kajkiem po Nidzie. Miałam szczęście płynąć z ratownikiem, więc moje dotychczasowe obawy związane z nieumiejętnością pływania zniknęły. Zaczęło się spokojnie, ale później ks. Krzystof Banasik wraz z ks. biskupem Marianem Florczykiem tak szybko mknęli, że nikt nie mógł ich dogonić. No ale cóż się dziwić, w końcu to doświadczeni sportowcy. Woda miała różną głębokość, czasem wiosło nie sięgało dna, innym razem trzeba było pchać kajak, gdyż było tak płytko. Spływ trwał około pięciu godzin. Mogliśmy podczas niego podziwiam piękno świata, nadnidziańską przyrodę, a także doskonalić swoje umiejętności w wiosłowaniu. Okazało się, że nie jest to takie trudne! Chcociaż czasem myliłam stronę prawą z lewą, ale dopłynęłam na miejsce, tak jak i pozostali uczestnicy.
Na metę, która była w Wiślicy, dotarliśmy mokrzy (wiosła bardzo chlapią:), spaleni przez słońce (och, wyglądam jak Prosiaczek:), zmęczeni (w końcu trzeba się namachać wiosłami), ale szczęśliwi, że daliśmy radę pokonać taki dystans. Ktoś mówił, że trasa liczyła 17 km, ale chyba zapominał o tym, że nie płynęliśmy prosto, tylko przez liczne zakręty, co potęgowało odległość. Niestety, już nie daliśmy rady wstąpić do światyni w Wiślicy, gdyż odbywał się tam ślub. W autokarze, który odwoził nas z powrotem do Kielc, słychać było głosy radości i chęć powtórzenia takiej wyprawy. Warto dodać, że brali w niej udział ludzie w każdym wieku, nawet  w tym bardzo zaawansowanym.
Dzisiejszy post dedykuje naszemu wspaniałemu koordynatorowi, który nie mógł uczesniczyć z nami w spływie, a czytając to pewnie okropnie żałuje :) Bardzo się cieszę, że miałam możliwość wzięcia udziału w tym spływie. Gdyby nie to, że usłyszałam o nim będąc w Diecezjalnym Centrum Wolontariatu, zapewne nigdy nie miałabym okazji przeżyc takiego spływu. Wierzę, że organizatorzy nie zaprzestaną na tym zjeździe, ale zorganizują coś równie emocjonującego.
Może wkrótce będę miała więcej zdjęć:)

czwartek, 2 lipca 2015

Odkrywamy diecezje - ślad trzeci

Jak już wspominałam w kilku postach, w naszej diecezji prowadzona jest akcja "Odkrywamy diecezje", czyli wolontariusze odwiedzają nieznane dotąd zakątki diecezji (nie tylko kieleckiej). Wszystko po to, by móc pokazać jak najciekawsze miejsca osobom, które przyjadą na Diecezjalny Etap Światowych Dni Młodzieży.
Dzisiejsze spotkanie było przeznaczone dla tych, którzy posiadają rower. No ale okazało się, że większość osób pożyczyła te jednoślady, byle wziąć udział w akcji. Kilka minut po 10-tej wyruszyliśmy spod biura Caritas Diecezji Kieleckiej. Naszym przewodnikiem był ks. Krzysztof Banasik. Okazało się, że będziemy jechać trasą nowo powstałej ścieżki szlakiem świętego Jana Pawła II. Najpierw ulicami Kielc dotarliśmy do rezerwatu przyrody Wietrznia. Ciekawych informacji o nim dostarczył nam nasz koordynator, Damian Zegadło.
Kolejnym punktem programu było odnalezienie zapomnianego już cmentarza jeńców żołnierzy Armii Radzieckiej. Po drobnych trudnościach udało nam się to, oczywiście ofiarowaliśmy też modlitwę w intencji poległych.
Później już mknęliśmy przed siebie, bo dowiedzieliśmy się, że w pobliskim ośrodku wypoczynkowym w Kaczynie czeka na nas obiad. W międzyczasie podziwialiśmy piękno przyrody. Nie obyło się bez drobnych zadrapań, ale dzięki temu na długo zapamiętamy ten wyjazd.

W Kaczynie wstąpiliśmy do Kościoła pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej i Świętego Jana Pawła II. Ksiądz Krzysztof Banasik opowiedział nam jego historię, dlaczego właśnie w nim są papieskie relikwie oraz jaki dawniej był podział parafii. Po przepysznym obiedzie mieliśmy chwilę odpoczynku, aby zregenerować siły przed dalszą trasą. Nikt wtedy nie wiedział, co nas czeka, cieszyliśmy się otaczającą przyrodą. Przy okazji promowaliśmy Światowe Dni Młodzieży.
Okazało się, że byliśmy pionierami na tej trasie i to właśnie my przedzieraliśmy się przez gąszcza i knieje, aby kolejni mieli łatwiej. Bywało naprawdę ciężko, zwłaszcza, że dzień był wyjątkowo upalny. Jednak zmęczenie tuszowaliśmy poczuciem humoru. Gdy już mieliśmy dość, na przekór wszystkiemu odzyskiwaliśmy siły i jechaliśmy dalej. Kto jak to, ale wolontariusze nigdy się nie poddają! (P.S. Zapomniałam dodać, że w lesie kroczył za nami ogromny łoś lub coś podobnego, dlatego też jechaliśmy wtedy szybciej :) Z kaczyńskich lasów wynurzyliśmy się dopiero w Niestachowie, skąd prowadziła już droga asfaltowa i gruntowa. W takich warunkach mogliśmy jechać i jechać! Jednym z miłych punktów była wizyta nad zalewem w Cedzynie, dla niektórych była ona pierwszą w życiu.  Z radością zanurzyliśmy stopy w ciepłej wodzie. Co niektórym to nie wystarczyło i cali ochładzali się w wodzie :) Było bardzo miło, chcieliśmy tam zostać jak najdłużej, ale musieliśmy wracać do Kielc, by dojechać planowo.
Po drodze zatrzymaliśmy się przy kaplicy w Mójczy i odśpiewaliśmy tam pieśń "Chwalcie łąki umajone", gdyż w niej też jest szczególnie czczona Matka Boża Częstochowska. Naszą blisko 50-cio kilometrową trasę skończyliśmy pod biurem Diecezjalnego Centrum Wolontariatu. Tam też wszyscy, którzy ukończyli wycieczkę, otrzymali lody ufundowane przez ks. Krzysztof Banasika. I mogliśmy wybierać smaki gałek :)
Każde "Odkrywanie diecezji" kończy się zadaniem. Tym razem jest nim znalezienie nowej encykliki papieża Franciszka "Laudato Si" i umieszczenie cytatu na swoim Facebooku, aby i inni zachwycali się otaczającą przyrodą, tak jak my to robiliśmy dziś.
Dzisiejszy dzień zakreślam w kalendarzu jako ten udany, podreperowałam swoją kondycję, opaliłam się, czegóż chcieć więcej :) Życzę wszystkim uczestnikom, aby jutro zakwasy nie dały znać o sobie, trzeba przecież przygotować się na kajaki :)

P.S. Zapomniałam dodać, że w lesie kroczył za nami ogromny łoś lub coś podobnego, dlatego też jechaliśmy wtedy szybciej :)


środa, 1 lipca 2015

Plany na lipiec

Chyba to pierwszy tak intensywny lipiec w moim życiu. Mam na niego tyle planów i wszystkie związane z Caritas Diecezji Kieleckiej. Oczywiście o wszystkich akcjach będę informować na bieżąco, jednak dziś przedstawiam skrótowy plan.
Już jutro, 2 lipca, wyruszamy na wycieczkę rowerową w ramach akcji "Odkrywamy diecezję". Miejsce docelowe owiane jest tajemnicą. Jednak na pewno prowadził nas będzie ks. Krzysztof Banasik, zastępca dyrektora Caritasu Diecezji Kieleckiej. Nie będę miała dużo czasu na regenerację, gdyż już 4 lipca "Kajakiem do źródeł wiary", czyli spływ kajakowy wraz z ks. biskupem Marianem Florczykiem. Diecezja Kielecka jest chyba znana z tego, że księża i biskupi z niej "żyją na sportowo". Ich reprezentacja w piłce nożnej wielokrotnie zdobywała miejsca na podium, są zaangażowani w pielgrzymki rowerowe czy popularyzację sportu. Nie można więc nie skorzystać z propozycji, w które nawet biskup się angażuje:)
Kolejne dni staną pod znakiem rozpoczynających się wyjazdów kolonijnych, zobaczymy co w związku z tym wyniknie na moim blogu :)
18 lipca - "Jezus na stadionie" czyli wyjazd do Warszawy na rekolekcje - uwielbienie, które poprowadzi ks. John Baptist Bashobora.
No a od 22 lipca do 4 sierpnia będę wychowawcą kolonijnym na turnusie w Karpaczu. 
Jak widać, zapowiada się intensywny miesiąc, ale nie mogę powiedzieć, że to jego ostateczny zarys. Codziennie coś się zmienia, ale lubię to :)

Zachęcam więc do śledzenia bloga w intensywnym miesiącu lipcu, gwarantuję moc atrakcji :)