wtorek, 17 października 2017

Kaczyn, X 2017 r.

Tak jak obiecałam, relacja z ostatniego szkolenia w Kaczynie. Cały projekt nosi nazwę "Aktywne postawy młodzieży - podnoszenie kompetencji, przedsiębiorczości i odpowiedzialności w wymiarze środowiska, a jest realizowany przez Caritas Diecezji Kieleckiej, a  współfinansowany ze środków Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Szkolenie było krótkie, ale intensywne. Na początek zebraliśmy się przed siedzibą Caritas, by stamtąd wyruszyć do pobliskiego Kaczyna. Po zakwaterowaniu, herbatce i słodkim poczęstunku na przełamanie lodów, zaczęliśmy szkolenie od... poznania się! Każdy do kilku zdań o sobie dodawał gest, który został następnie wykorzystany w zabawie w "zwierzątka". Kolejnym sposobem na poznanie innych uczestników była zabawa "ludź do ludzia" oraz wzajemne tworzenie identyfikatorów. Nie zabrakło też wspólnego regulaminu, podziału obowiązków i wyjaśnienia, skąd i dlaczego się tu znaleźliśmy, co zakłada projekt itd. Po jeszcze kilku innych zabawach (które okazało się, że miały wartość dydaktyczną, a nie rozrywkową) przeszliśmy do kolejnego punktu, czyli motywacji, rysowaliśmy swojego "wewnętrznego krytyka" i uczyliśmy się, jak zamienić go w coś pozytywnego. Dostaliśmy też kartki, na których wypisywaliśmy swoje pozytywne cechy w różnych dziedzinach. O dziwo, okazało się to bardzo trudne - powiedzieć coś o sobie dobrego.

Po obiedzie zawitał do nas gość - dziennikarz Radia Em, Piotr Wójcik, który pokazał nam, jak dobrze napisać tekst prasowy, skąd czerpać informacje i jak nie dać się zmanipulować mediom. Po krótkim oddechu i uzupełnieniu zapasów kawy - pora na coś stricte praktycznego, czyli zajęcia artystyczne. Pod okiem naszej niezawodnej Pauliny, przygotowywaliśmy pacynki na palce, które następnie miały utworzyć scenkę "I Ty możesz zostać wolontariuszem". Może nie wszyscy zrozumieli temat, ale na pewno się zaangażowali tak, że w ciągu dwóch godzin powstały maksymalnie dwie pacynki (ale za to jakie piękne).
 Po kolacjo-grilu - kolejny moduł, tym razem w formie gry. Wcieliliśmy się w robotników produkujących trampki, którzy przez inflację więcej wydają na materiały niż za nie zyskują, pracują bez ustanku, a nie mają za co zapłacić rachunków itd. Po emocjach związanych z symulacją,  mieliśmy chwilę na toaletę wieczorną, a po niej chętni mogli wziąć udział w wieczorze gier towarzyskich. Poszliśmy spać przyzwoicie, po północy 😋

Po niedzielnym śniadaniu i Eucharystii przygotowywaliśmy grę miejską, a następnie prezentowaliśmy owoce swojej pracy. Zeszło nam aż do obiadu, po którym podsumowaliśmy szkolenie. W ramach szkolenia otrzymaliśmy mnóstwo przydatnych gadżetów: zeszyty (przydały się głównie na zajęciach z dziennikarstwa), długopisy i samoprzylepne karteczki (pomocne podczas zajęć integracyjnych), a nawet pendrive'y. Jak widać, czasem warto poświęcić weekend, by nie tylko się rozwinąć, ale i coś otrzymać (a ponadto ja miałam możliwość spędzenia trochę więcej czasu z moim chłopakiem i starszymi podopiecznymi świetlicy, w której pracuję). Zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć wykonanych przez naszego koordynatora.
Tworzymy pacynki z filcu...

A teraz szalone miny!

Zrobiłam żabę na wózku inwalidzkim, a za nią Wolontariusz z anielskimi skrzydłami

Wyszedł nam bajkowy zwierzyniec, ale przecież każdy może być wolontariuszem

Wszystko zjemy!

wtorek, 10 października 2017

Jak przyjemność zamienić w... sposób na życie

Do dzisiejszego postu zainspirowała mnie Młoda Matka. Ja jednak nie chcę się żegnać, ale witać po krótkiej, choć intensywnej przerwie. Co ja robiłam od kolonii? Spotykałam się z moim ukochanym, nadrabiałam domowe obowiązki, szukałam pracy i o tym właśnie będzie ten post. 

Z pracą, jak może wiecie, jest ciężko, zwłaszcza jak w swoim CV ma się tylko studia, kilka wolontariatów, kursów i wiele chęci, ale brak kilkunastu lat doświadczenia. Pracy "na poważnie" szukałam od marca - codziennie wysyłałam po kilka CV. Telefon oddzwonił parę razy, nawet gdzieś tam byłam na rozmowie, ale zawsze kończyło się to na niczym. Po powrocie z kolonii byłam przerażona tym, że za kilka dni wrzesień, a ja jestem bezrobotna (i to nawet oficjalnie :P), żadna ze szkół nie chciała tak wspaniałej polonistki jak ja 😃. Tylko mój chłopak wierzył, że może jeszcze gdzieś się załapię, sama sobie też to wmawiałam, a pozostali członkowie rodziny już mieli wizję wiecznego utrzymywania mnie. No cóż, narzekałam tak na jednej z  wizyt w siedzibie Caritas i okazało się, że będzie się zwalniało miejsce w jednej ze świetlic środowiskowych. Jakimś dziwnym trafem 😂 miałam przy sobie CV, złożyłam je i udało się!
We wrześniu kilka razy byłam na świetlicy, zobaczyć jak to funkcjonuje, zapoznać z dziećmi, a od hmm... wczoraj (jeśli zdążę dodać ten post wtedy, kiedy zaczęłam pisać) pracuję tam oficjalnie. Praca na świetlicy od szkoły różni się tym, że tu nie jestem specem od jednego przedmiotu, a od ... wszystkich i nigdy nie można się do tego przygotować, tak jak może nauczyciel do lekcji. I często trzeba być baaaaaardzo kreatywnym.
Zaczęłam też studia podyplomowe na kierunku oligofrenopedagogika. "Dokształcam się" do niego również poprzez wolontariat. Jak widać, czasem warto ofiarować trochę swojego wolnego czasu, aby kiedyś więcej zyskać. O swojej pracy opowiem Wam kiedyś więcej. A teraz szykuję się do kolejnego szkolenia w Kaczynie, dobrej nocy :)