wtorek, 29 grudnia 2015

Refleksje przednoworoczne

 Okres poświąteczny to dla mnie chwila na oddech i przygotowanie się do sesji egzaminacyjnej. Wolontariat wtedy odchodzi na dalszy plan :) Ale wracam już po Nowym Roku ze zdwojoną siłą :) Każdy potrzebuje chwili odpoczynku, oderwania się od codzienności.

Dziś nasunął mi się pewien problem, który może nie jest związany z wolontariatem, jednak warto go poruszyć. Zbliża się Nowy Rok, każdy wymyśla jakieś postanowienia, często wiążą się one ze zmianą wyglądu. Czasem wręcz popada to w skrajności: anoreksję, bulimię. Obraz postrzegania świata przez taką osobę wygląda tak:


Też przejmowałam się swoim wyglądem, ale od jakiegoś czasu, głównie przez działalność w wolontariacie, dostrzegłam, że nie liczy się skorupa, a wnętrze. Jest tyle osób chorych, niepełnosprawnych czy niezbyt urodziwych, ale wartościowych. Gdybyśmy skreślali każdego na podstawie wyglądu, to nie poznalibyśmy wielu naszych obecnych przyjaciół, prawda? Więc może zamiast postanowień: "schudnę 5 kg", "zacznę ćwiczyć", "będę zdrowiej się odżywiać", które pewnie zaprzepaścimy po kilku dniach, może lepiej "chcę być dobrym dla innych", "w 2016 roku zrobię jakiś czyn miłosierdzia".  To przyniesie pożytek nie tylko dla Was, ale też dla drugiego człowieka. Prawda, że warto?

A skoro już czytacie mojego bloga, zachęcam do oddawania na mnie głosów w plebiscycie Człowiek Roku 2015. http://www.echodnia.eu/plebiscyt/karta/dorota-rogula-pomoc-spoleczna-spoleczenstwo,31761,1504443,t,id,kid.html Wciąż nie mogę pojąć, czemu Bóg tak kieruje moim losem, że co chwila coś wygrywam, jestem gdzieś nominowana... Może właśnie to jest idealny moment na popularyzację wolontariatu? O tym zamierzam mówić w radiu studenckim do którego zaproszono mnie na rozmowę. A Wam życzę miłego planowania postanowień :)

sobota, 19 grudnia 2015

Ach ten piątek...

Co piątek odwiedzam Diecezjalne Centrum Wolontariatu, bo to jedyny wolny dzień na uczelni. Zawsze znajdzie się coś do zrobienia: coś uzupełnić, wyciąć czy przynieś. Wczoraj dostałam pytanie: "A ty to tak musisz tam siedzieć?" Nie, nie muszę, ale CHCĘ!

 Okres przedświąteczny jest w Caritas bardzo pracowity. Trzeba wszystko zrobić, wypełnić itd. przed świętami tak, aby podczas nich "mieć spokojną głowę". To też okres składania życzeń, ale i działań charytatywnych. Naszemu koordynatorowi Damianowi nie brakuje pomysłów także w tej kwestii. Pisałam kiedyś, że jestem koordynatorem Poczty Dobra, no ale nie radzę sobie z tym. Aby wskrzesić pocztę, Damian podsunął nam dwa pomysły. zaproponował włączenie się w akcję hospicjum, gdzie podopiecznym i im rodzinom rozdawane są ręcznie robione kartki. Zrobiłam już trzy, ale chciałabym więcej. Drugi pomysł bardziej dotyczy pierwotnych założeń Poczty Dobra. Mamy napisać listy z życzeniami dla podopiecznych Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego. To bardzo trudne zadanie, więc jestem na etapie obmyślania "Co tu napisać?". Wszyscy wolontariusze zaangażowani w przygotowania do ŚDM zostali zachęceni do uczynku miłosierdzia: upieczeniu kilku pierniczków dla bezdomnego i krótkiego liściku. Na te wszystkie akcje zadeklarowało się wielu chętnych, mam nadzieję, że przyniesie to owoce miłosierdzia.

W piątek odbyła się kolejna "Herbatka z aureolą". Towarzyszył nam św. Jan z Dukli. Tematy były różnorodne: ciemność, gadatliwość, milczenie, wolny czas... Sprowadzały się do jednego: Boga słyszy się w milczeniu. Ciekawostką było dla mnie to, że znany wszystkim fragment "Na początku było Słowo..." znaczy co innego niż nawet uczono mnie na studiach polonistycznych! Wystarczy, że zamiast Słowo wstawicie Jezus, a odkryjecie to samo co ja ;) Nie potrafię jak inni blogerzy z fascynacją opisywać "herbatki", bo to, co dzieje się w moim sercu, trudno ubrać w słowa. Chciałabym jednak, aby każdy z Was przeżył kiedykolwiek podobne uczucie. Wkleiłabym Wam link do filmiku z niej, ale znowu zepsułam komputer i nie mogę wkleić na tym tablecie. EDIT: już wklejam :) https://www.youtube.com/watch?v=dcGJBUkf3q8&feature=youtu.be

Jak już jesteśmy przy tablecie :) W piątek cały dzień byłam niecierpliwa, nie mogłam się skupić, bo wciąż czekałam na wyniki "Siedmiu Wspaniałych Wolontariatu
Caritas". I.... Kolejny raz w ciągu ostatnich dwóch tygodni coś wygrałam ;) To chyba znak, że powinnam zagrać w Lotto. W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim Czytelnikom oraz tym, którzy komentowali. Wiem o Pauli, Basi, Adrianie... Ale było Was więcej ;) Dziękuję Damianowi za wsparcie i dręczenie mnie czytaniem na głos moich postów ;) I oczywiście, że jeszcze mnie nie wygonił z DCW! ;-) Dziękuję Darkowi i Monice, którzy czasem doradzali mi przy postach ;) Tak wsiąknęłam w blogosferę, że chyba szybko nie porzucę bloga ;)

Żałuję, że nie ma nigdzie linków do pozostałych nagrodzonych blogów, to bardzo ciekawe dowiedzieć się, jak działają wolontariusze w innych regionach :)

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM KOCHANI!!! :)


piątek, 18 grudnia 2015

Warsztaty z promocji

Wolontariat daje ogromne możliwości rozwoju. Wczoraj wolontariusze działający przy organizacji Światowych Dni Młodzieży w naszej diecezji mieli szansę wziąć udział z warsztatach z promocji. Oczywiście ja też tam byłam :)
Jak wszyscy wiemy, media społecznościowe w dzisiejszych czasach są podstawą promocji, zwłaszcza w grupie docelowej młodzieży. Nasz koordynator, Damian, również jest tego świadomy, dlatego zorganizował dla nas warsztaty z obsługi prostych programów graficznych. Nauczyliśmy się tworzyć plakaty, posty, prezentacje, a jeden z wolontariuszy, Piotrek, opowiedział nam o znaczeniu social mediów  w promocji. Warto podkreślić, że wiedza nie była jedynie teoretyczna, ale również praktyczna. Z podziwem patrzyliśmy, jak z pustej kartki powstaje "dzieło" i to w prosty sposób. Nawet takie beztalencia w kwestiach informatycznych, jak ja, coś stworzyły.
Wierzę, że jak najszybciej wykorzystam zdobytą wiedzę w praktyce, aby jak najlepiej promować wolontariat i Światowe Dni Młodzieży.

piątek, 11 grudnia 2015

Caritas, czyli co?

 Lubię się rozpisywać, no ale wiem, że nie każdy to lubi :) Dlatego dziś wczorajsze treści w skondensowanej formie.




C jak człowiek, któremu niesiemy miłosierdzie
A jak aktywność wolontariuszy, którzy chcą zmienić świat
R jako radość, którą zyskują obie strony: biorca i dawca
I jak integracja różnych ludzi
T jak tolerancja, też dla wszystkich :)
A jak ambicja, którą mają wolontariusze
S jak satysfakcja, którą każdy tu zyskuje

D zieło
C złowieka
W ielkiego serca

D om
C udownych
W olontariuszy

Czy jak to wisi w biurze:
D om
C udaków
W szechmogącego

czwartek, 10 grudnia 2015

Caritas, czyli co?

Blog powstał pół roku temu. Nadeszła więc odpowiednia pora odpowiedzi na pytanie, które postawiłam przy jego powstaniu: "Czym jest dla mnie Caritas?". Skoro blog nie jest o moim życiu (które jest równie barwne), powinnam odpowiedzieć na pytanie, które dotyczy sensu mego życia.  
Wielokrotnie pisałam już, jak to pojawiłam się w Caritas. Nie pisałam jednak wprost, co on mi właściwie daje. Oczywiście, moje posty nasuwają pewne pomysły, ale wolę je dookreślić.

CARITAS, DIECEZJALNE CENTRUM WOLONTARIATU, DLA MNIE TO:

Spotkania - gdy zaczynałam swoją przygodę w tym centrum wolontariatu, angażowałam się w jednorazowe akcje, głównie kolonie. Mimo to, zawsze gdy przypadkiem znajdowałam się w DCW, byłam zapraszana na np. wieczory filmowe. Nie znałam nikogo, oni nie znali mnie (na ich szczęście ;), jednak czułam się tak, jak w rodzinie. Dziś te spotkania zastąpiły te, przygotowujące do Światowych Dni Młodzieży. To dzięki nim poznałam wiele osób, zdobyłam ogromną wiedzę, ale też "wsiąknęłam" w wolontariat, zobaczyłam, że warto się angażować.

Ludzie - powiem szczerze, trudno mi byłoby działać w wolontariacie, w którym nie mam kontaktu z ludźmi, tylko np. ze zwierzętami. Lubię mieć poczucie, że zawsze obok jest ktoś, z kim będę mogła rozwiązać wspólnie problem. Nawet, gdy jest to mój "podopieczny", np. osoba niepełnosprawna. Nie muszę wszystkiego wiedzieć, ale wiem, że podpowie mi, że np. w domu w inny sposób jest sadzana na wózku, aby było jej wygodniej. Wolontariat z dziećmi uczy mnie innego spojrzenia na świat. Ale chyba wolontariat w Caritas to dla mnie ludzie, którzy tak jak ja angażują się w coś. To oni mnie rozumieją, że czasem można mieć dość lub przeciwnie, osiągać satysfakcję z czegoś, co dla innych jest bezsensowne. Ludzie Wolontariatu dzielą się swoimi radościami, ale i troskami, wiedzą, że otrzymają wsparcie lub pochwałę, wspólnie rozwiążą problem. To po prostu ktoś, do kogo można się odezwać i wspólnie np. ponudzić się. Tutaj każdy jest ważny i tolerowany, bez względu czy ma jakieś wady czy nie.

Miejsce - nie wiem, jak jest w innych DCW, ale w Kielcach biuro wolontariatu jest miejscem, gdzie wolontariusze mogą "wpaść" w przerwie między zajęciami, pomóc w czymś czy po prostu napić się się herbaty i równie szybko zniknąć. To tu często są organizowane spotkania dla małych grup, podczas których planuje się np. dalszy rozwój jakiejś sekcji wolontariatu. Gdyby nie biuro, nie mieliby gdzie oni usiąść, zaplanować czegoś. Często staje się ono miejscem "spotkań towarzyskich". Każdy wie, gdzie powiesić kurtkę, skąd wziąć herbatę czy gdzie leżą rzeczy do działań wolontaryjnych. A gdy ktoś nie wie, zaraz zostaje uświadomiony. :)

Pomoc i nowe umiejętności - no tak, wolontariat kojarzy się z pomocą innym. Ale czy wiecie, że jest też wzajemną sobie pomocą? W wolontariacie nauczyłam się wielu rzeczy: obsługi różnych programów biurowych, ale też urządzeń. Jednak o pomocy miało być, czasem, gdy przyjdę kilka minut przed początkiem pracy, pracownicy czasem pomagają mi przy angielskim, tłumaczą, jak coś zrobić, żeby nie popsuć :) Kontynuując temat pomocy, wolontariusze dają ją przecież innym, zyskując przy tym radość, satysfakcję, spełnienie... Każdy odczuwa coś innego. Jednak każde uczucie jest ważne.

Zabawa - to uwielbiam! Zabawa jest podczas festynów (jak zachęcić dzieci do zabawy, skoro sami się nie bawimy?),  zabawa podczas przygotowywania szkoleń, warsztatów, wyjazdów czy podczas nich. I wspaniałą rozrywką jest, gdy coś po prostu rozładowuje atmosferę żartem.

Sympatia - Caritas w Kielcach ma wiele placówek, których pracownicy często spotykają się w DCW. Nigdy nie czułam się przez nich źle traktowana, jak ktoś, kto zawadza im. Wręcz przeciwnie, zawsze miło się witają, pytają, co słychać, czemu mnie nie było w ostatnim czasie... Wolontariusz nie jest tu traktowany jako "pachołek" czy ktoś na posyłki, ale jak inny pracownik biura, z równymi prawami. Spotyka się tu różne indywidua, ale właśnie to jest najważniejsze, że każdy, bez względu na swe wady, jest traktowany tak samo. Powtarzam się, ale to dla mnie ważne, by czuć się akceptowanym, a tylko w DCW mam takie poczucie.

Ciąg dalszy może nastąpi :) na potwierdzenie moich słów, wstawiam filmik: https://www.youtube.com/watch?v=GLbCG-5Gvkc&feature=youtu.be
Może mnie na nim znajdziecie :) Jak widać, wada wymowy też nie ogranicza przy wolontariacie :)

Caritas, czyli co?
Czyli MÓJ ŚWIAT!

wtorek, 1 grudnia 2015

W oczekiwaniu na galę...

Ostatnio znów żyję w biegu, ale to dlatego, że staram się pomagać przy organizacji Gali Wolontariatu. W Kielcach jest ona organizowana od 10 lat. W tym roku gospodarzami będą Regionalne Centrum Wolontariatu, które obchodzi swoje dziesięciolecie oraz Diecezjalne Centrum Wolontariatu, w którym działam.
 Przy tak dużym przedsięwzięciu potrzeba dużo logiki w działaniu. Dlatego organizatorom potrzebna jest pomoc wielu wolontariuszy. Wykonujemy wiele drobnych zadań, na przykład ja wczoraj roznosiłam zaproszenia. Po sobotniej Gali zdradzę Wam więcej szczegółów, powiem, kto zdobył Laur Wolontariatu oraz podzielę się wrażeniami z mojej pierwszej gali.

Do zobaczenia w niedzielę :)







piątek, 27 listopada 2015

Świadectwo w gimnazjum

We wtorek miałam okazję opowiadać gimnazjalistom z mojej miejscowości o wolontariacie. Przygotowałam krótką prezentację zachęcającą do pomagania innym i trochę opowiedziałam o swojej działalności. Byłam zaskoczona tym, że pomimo młodego wieku kilkoro z nich czynnie angażuje się w wolontariat, a pozostali dopytywali o szczegóły, jak zacząć. Bardzo to cieszy. Wierzę, że niedługo zasilą szeregi wolontariuszy Diecezjalnego Centrum Wolontariatu lub innych organizacji zajmujących się wolontariatem w Kielcach.

wtorek, 17 listopada 2015

Błogosławieni Czystego Serca

 Jak już wielokrotnie wspominałam, wolontariat to nie tylko stricte działania pomagające ludziom, ale też zawieranie nowych znajomości, a czasem poznawanie nowych miejsc (np. podczas kolonii). Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o pielgrzymce w intencji Światowych Dni Młodzieży, którą odbyli wolontariusze i pracownicy Diecezjalnego Centrum Wolontariatu w Kielcach. Naszym hasłem było "Błogosławieni Czystego Serca".
 Naszą wyprawę rozpoczęliśmy 13 listopada punkt 16:00 spod DCW. Dziewięcioosobowa ekipa (tylko tyle było miejsc w samochodzie) wyruszyła do Nowego Miasta nad Pilicą. Znajduje się tam sanktuarium bł. Honorata Koźmińskiego. Najpierw wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której mieliśmy okazję zwiedzić muzeum poświęcone błogosławionemu, a także krypty, w których spoczywają inni zakonnicy. Najbardziej zaskakująca była dla nas woskowa figura bł. Honorata, który wyglądał na niej jak żywy.
Następnym celem naszej podróży był Niepokalanów. Odżyły wspomnienia z wrześniowego wyjazdu :) Tam mieliśmy nocleg, w tym samym miejscu, gdzie byłam kilka miesięcy wcześniej. Integrowaliśmy się przy wspólnym robieniu kolacji i jej spożywaniu.
W sobotę rano wyruszyliśmy na zwiedzanie Niepokalanowa. Wraz z siostrą Julią odwiedziliśmy redakcję Małego Rycerzyka Niepokalanej, a także miejsca związane ze świętym Maksymilianem Kolbe. Opowiedziała nam wiele ciekawostek. Niestety, musieliśmy ruszać dalej. Kolejnym punktem naszej podróży był Włocławek i miejsce, w którym zginął bł. ks. Jerzy Popiełuszka.  Następnie byliśmy w muzeum mu poświęconym, gdzie oglądaliśmy filmy dokumentalne na jego temat. Mieliśmy też możliwość ucałowania jego relikwii. Zaraz potem wyruszyliśmy do Torunia, gdzie zwiedzaliśmy katedrę Janów, wielką szafę, pomnik Kopernika, jednak najważniejszym punktem było sanktuarium bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego.  Ksiądz proboszcz opiekujący się tym miejscem opowiedział nam wiele ciekawostek, pokazał miejsca, które nie każdy pielgrzym może zwiedzić. Później pojechaliśmy do siedziby Radia Maryja, gdzie mieliśmy okazję nagrać pozdrowienia dla wszystkich wolontariuszy ŚDM z naszej diecezji. Zmęczeni nadmiarem wrażeń wyruszyliśmy do Lichenia. Pomimo późnych godzin, byliśmy na cmentarzu wizjonerów, gdzie odmówiliśmy Apel Jasnogórski oraz zwiedziliśmy teren.
Niedzielny poranek okazał się deszczowy, jednak wolontariusze zawsze pokonują przeciwności losu. Dzień rozpoczęliśmy Mszą Świętą przy cudownym obrazie. W strugach deszczu weszliśmy na Golgotę i modliliśmy się w kościołach i kaplicach umieszczonych na tym terenie. Nieopodal znajduje się Las Grąbliński, w którym ofiarowaliśmy dziesiątkę różańca w intencji ŚDM.  Kolejnym punktem na naszej mapie było Chełmno, a dokładniej ośrodek zagłady Żydów podczas II Wojny Światowej. Było to dla nas wstrząsające przeżycie. W milczeniu pojechaliśmy do Kalisza - najstarszego miasta w Polsce. Tam zwiedliśmy sanktuarium św. Józefa. W planach mieliśmy jeszcze dwa miejsca, więc musieliśmy się spieszyć. Zakonnicy w Gidlach specjalnie dla nas zostali dłużej w sanktuarium, abyśmy mieli okazję pomodlić się przy cudownej figurce Maryi. Przybliżyli nam jej historię, zachęcali do częstszych wizyt czy udziału w obchodach jubileuszowych w maju przyszłego roku. Nadszedł czas na ostatni punkt - Włoszczowę. Niektórzy nie zdawali sobie sprawy, że tak niedaleko nas jest sanktuarium Matki Bożej Opiekunki Rodzin. Jego historię przybliżył tutejszy proboszcz.
Pokonaliśmy ok. 900 km. Podczas jazdy śpiewaliśmy pieśni, odmawialiśmy różańce, koronki, modlitwy, ale też żartowaliśmy czy po prostu spaliśmy. W naszych modlitwach nie pomijaliśmy intencji ŚDM, z którą wyruszyliśmy w drogę. Cieszę się, że miałam okazję zwiedzić tyle miejsc i przybliżyć się do Boga. Gdyby nie to, że jestem wolontariuszem, raczej nie miałabym okazji do takiej pielgrzymki. Wolontariat ubogaca w wielu sensach :)

niedziela, 8 listopada 2015

Tak, jak zakochani nie dostrzegają wad u swojej "drugiej połówki", tak zakochani w wolontariacie rzadko dostrzegają jego wady. Jednak, gdy zdadzą sobie z nich sprawę, to mają dwa wyjścia: albo zrezygnować, albo zrobić z nich coś pozytywnego. Może nie mam dużego doświadczenia w wolontariacie, ale tym zaczynającym chciałabym pokazać, czego mogą się spodziewać, aby nie byli niemiło zaskoczeni.

- charakter ludzi - nie możemy zapanować nad tym, że ktoś ma inny charakter niż nasz. Stereotypowo patrząc starsi ludzie mogą być zgorzkniali, małe dzieci irytujące, młodzież krnąbrna i niegrzeczna.... No ale wśród nich są też mili, uprzejmi, grzeczni, spokojni... Czasem musimy przekonać się do kogoś, odrzucić obawy, może przy bliższym poznaniu ta osoba okaże się naszym idealnym kompanem, a początkowa niechęć wynikała ze strachu przed nowym. Pamiętajmy jednak, jeśli jest naprawdę źle, to mamy prawo do zmiany. Nic na siłę.

- narzucanie naszych pomysłów- przychodząc na wolontariat jesteśmy po szkoleniach, wciąż żyjemy wiedzą na nich zdobytą, chcemy zaraz wcielić ideały w życie. Czasem jednak takim zachowaniem wręcz kogoś krzywdzimy. To ktoś żyje ze swoją np. niepełnosprawnością X lat i ma inne sposoby na skorzystanie z toalety czy jedzenie, my nie możemy narzucać mu tego, czego nauczyliśmy się na jakimś kursie. Oczywiście, mamy prawo zaproponować nowe rozwiązania, jednak nie narzucajmy ich, tylko zastosujmy się do tych obowiązujących.

- obrzydzenie - każdy z nas jest tylko człowiekiem i ma prawo do chwili słabości. Zwłaszcza, gdy styka się z czymś dotąd nieznanym. Może to zabrzmi brutalnie, ale taka jest prawda. Niektórzy mają wstręt do starszych osób czy bezdomnych, bo mają specyficzny zapach, inni brzydzą się karmienia kogoś, jeszcze inni nie potrafią przełamać się i posprzątać odchodów jakiegoś zwierzęcia. Kiedy jednak "oswoimy" coś dotąd nieznane, to łatwiej nam to zaakceptować. Trzeba się tylko odważyć!

- monotonia - na początku zawsze jest "fajnie", "super", ale z czasem popadamy w rutynę. Wciąż odrabiamy z dziećmi zadania matematyczne  z tego samego działu, codziennie o tej samej porze kogoś karmimy tym samym, nieustannie wypełniamy tą samą tabelkę, która nie ma końca. Niektórzy lubią systematyczność, inni unikają jej jak ognia. Jeśli nie chcemy robić czegoś stale, może warto wtedy skupić się na wolontariacie akcyjnym. Mnóstwo emocji, działania na wysokich obrotach, krótko, a potem przerwa do następnej akcji. Gdy decydujemy się na wolontariat stały, to przecież od nas zależy, czy będzie on monotonny, czy wprowadzimy do niego nowe życie.

- odpowiedzialność - wielu początkujących wolontariuszy zapomina o niej. Pełni entuzjazmu zapisują się na różne typy wolontariatu. Np. na pomoc przy festynie zapisuje się 30 osób, zdeklarowanych, wiedzą, jak chcą pomóc! A przychodzi... 20? 15? A gdzie reszta. Oczywiście zdarzają się różne sytuacje losowe, ale odpowiedzialny człowiek informuje o tym, szuka kogoś na zastępstwo. Niektórzy myślą, że gdy zapiszą się na jakiś wolontariat stały, ale po kilku razach stwierdzą, że to nie dla nich, to będąc odpowiedzialnymi muszą wytrwać do końca. Wcale nie! Właśnie ktoś odpowiedzialny zgłasza, że to jednak nie to, a nie po prostu przestaje przychodzić.

- emocje - nie w każdym typie wolontariatu są wskazane, czasem wręcz przynoszą więcej szkody niż pożytku.  Ale to właśnie tutaj mamy okazję do nauki panowania nad nimi, co może zaowocować w przyszłości. Tak zamieniamy wadę w zaletę :P

Nie przychodzą mi na myśl inne wady wolontariatu, chociaż pewnie jakieś się znajdą. Nie chcę jednak nikogo straszyć, a uświadomić. Mimo to, każdego dnia przybywa wielu wolontariuszy w każdym wieku. A ja wciąż trwam w nim od chyba 4,5 roku, więc chyba warto :) Jeszcze się nie zniechęciłam :)

sobota, 7 listopada 2015

"Poczucia odrzucenia nie da się wyleczyć"

Ostatnio ponad wolontariat w Caritas, niestety, ważniejsze są studia, stąd tak mało wpisów. Tym bardziej, że działam też w innych wolontariatach  (Akademia Przyszłości, Szlachetna Paczka, wolontariat w parafii i lokalnych stowarzyszeniach). W tym tygodniu kilka razy byłam w DCW, pomagałam przy różnorodnych rzeczach, jednak nie o tym chciałam dziś napisać (chociaż o oczywiście też były to ważne sprawy).
 Chciałam Wam opowiedzieć o szkoleniu dla wolontariuszy zorganizowanym przez Caritas Diecezji Kieleckiej z dofinansowaniem PFRON o nazwie "Pomóżmy pomagać". Można je nazwać "międzypokoleniowym", gdyż brali w nim udział studenci Uniwersytetu Trzeciego Wieku zaangażowani w wolontariat i młodzież z naszego DCW. Zostało podzielone na trzy odrębne sekcje. Podczas pierwszego dnia mieliśmy zajęcia praktyczne z fizjoterapeutami z fundacji FAR, która pomaga niepełnosprawnym przystosować się do nowych realiów życia. Pokazywali nam, jak jeździć po przeszkodach, przesadzać osobę niepełnosprawną czy bezpiecznie upadać z wózkiem. Najważniejsze było to, że mogliśmy "wcielić się" w osobę jeżdżącą na wózku, zobaczyć, jaka to trudność pokonać próg w drzwiach czy trzy schodki. Jedna osoba była "chora", a druga zawsze ją asekurowała. To ważne podczas kontaktu z osobami sparaliżowanymi, aby umieć im pomóc, odpowiednio złapać itd.
Część druga poświęcona była wolontariatowi hospicyjnemu. Tu padło wiele ważnych słów od osób, które na co dzień spotykają się ze śmiercią. Wykładu było mało, organizatorzy skupili się na warsztatach i filmach, które obrazowały to, z czym możemy się spotkać podczas naszego wolontariatu. Wiele pomógł nam w tym film o bł. Matce Teresie z Kalkuty. Wiemy, jak ważną rolę odegrała ona nie tylko dla indyjskich ludzi. To chyba właśnie dzięki nim dostrzeżono umierających. "Przyprowadzała zwierzęta, a odchodziły anioły"- to takie podsumowanie jej działalności, które zasłyszałam w filmie, ale też podczas innych szkoleń prowadzonych przez naszego koordynatora. Tytuł, który nadałam temu postowi to również jej słowa, a idealnie odnoszą się do tematyki szkolenia.
Podczas trzeciej części szkoleniowej spotkaliśmy się z psychologiem-terapeutą. Dowiedzieliśmy się, jak aktywnie słuchać chorego, jak pomóc mu przejść fazy akceptacji choroby/śmierci, co robić, aby nie szkodzić. Każdy z nas zrobił też test predyspozycji, dzięki któremu uświadomiliśmy sobie, że nie możemy "na siłę" do czegoś się dopasowywać, jeśli jest to wbrew nam. I np. mi wyszło, że idealna jest dla mnie praca z ludźmi, nauczanie, pomaganie, ale już mam problem ze zdolnościami manualnymi, technicznymi, naukowymi czy rozwiązywaniem problemów bez udziału emocji - i to się zgadza!
Mogłabym przepisać wszystkie notatki, które zrobiłam podczas tych szkoleń, jednak "po co?". Myślę, że tymi kilkoma słowami zachęciłam Was do udziału w szkoleniach i zainteresowaniu się innym rodzajem wolontariatu niż świetlice środowiskowe, kolonie, festyny czy kwesty. Warto dostrzegać niepełnosprawnych wśród nas, otwierać się na nie. Wiele dał mi niedawno zakończony kurs języka migowego, który pokazał mi, że niepełnosprawny to nie tylko "ten na wózku", ale ktoś w moim wieku, modnie ubrany, mający pracę, zainteresowania, ale nie słyszący. Dowiedziałam się też, że warto odrzucić śmierć jako temat tabu i zacząć ją traktować jako kolejny etap życia każdego człowieka.
Kolejny post chyba dopiero za tydzień, ale obiecuję, że będzie bardzo interesujący i na pewno bardziej pozytywny :)

sobota, 24 października 2015

Szkolenia, ach szkolenia

Ostatnio w Caritas tyle się dzieje: przygotowywanie plakatów, szkolenia, wywiady dla telewizji. A ja co? NIE MAM CZASU!

Trudno mi jednak długo funkcjonować bez wizyt w DCW. Dlatego też we wtorek byłam na "Herbacie z aureolą", gdzie spotkałam większość wolontariuszy Caritas, a w piątek przez kilka godzin pomagałam w biurze. Pracy było co nie miara. W tym dniu zaczynało się trzydniowe szkolenie z pedagogiki zabawy oraz z pracy z osobami uzależnionymi i zagrożonymi wykluczeniem społecznym, więc trzeba było spakować niezbędne rekwizyty. Nie sądziłam, że aż tyle rzeczy jest potrzebnych na takich warsztatach. Tak im zazdroszczę tego wyjazdu, gdyby nie mój kurs języka migowego, z pewnością byłabym z nimi.
W środę nagrywany był materiał dla telewizji dotyczący przygotowań do Światowych Dni Młodzieży. Konkretniej dotyczył on akcji porządkowania grobów partyzantów, której podjęli się nasi wolontariusze i organizacje związane z patriotyzmem. Widziałam pierwsze, nieoficjalne materiały i bardzo mi się podobały, ciekawe jaki efekt będzie w telewizji. A dziś rozpoczęła się akcja, w planach mieli do uporządkowania 1000 grobów. Wierzę, że się im uda!
Na szczęście nie omijają mnie wszystkie atrakcje oferowane przez Diecezjalne Centrum Wolontariatu. Zapisałam się na szkolenie z pracy z osobami niepełnosprawnymi i terminalnie chorymi. Jak może pamiętacie, we wrześniu już miałam "przygodę" z niepełnosprawnymi, może więc warto kształcić się w tym kierunku.
Za tydzień mam egzamin na kursie języka migowego, więc (jeśli zdam), będę mieć troszkę więcej czasu na wolontariat. Chociaż czasem sama w to nie wierzę :) Doba jest dla mnie zbyt krótka. Wracam do swoich zobowiązań, miłego weekendu :)

poniedziałek, 12 października 2015

Dzień Papieski

Niektórzy mówią, że wolontariat wymaga poświęceń. Wczoraj wolontariusze Diecezjalnego Centrum Wolontariatu mogli się o tym przekonać.
Niedzielne, mroźne popołudnie. Przed siedzibą Caritas w Kielcach kłębi się tłum zmarzniętej młodzieży. To odważni, którzy pomimo temp. bliskiej zeru, wyszli spod kołdry, by umilić czas dzieciom spędzającym czas na Festynie Papieskim. Niektórzy zbierali fundusze dla Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia, a pozostali przygotowywali atrakcje dla najmłodszych. Mogli oni znaleźć stoisko z planszówkami, nauczyć się robić ludziki z kasztanów, malować wielki znak Światowych Dni Młodzieży 2016, pleść różańce. Dla tych bardziej aktywnych przygotowane były kręgle, guma, skakanki, chusta Klanzy. Niektórzy roznosili balony, a było to trudne podczas tak silnego wiatru. Pomimo mroźnej aury wiele osób zatrzymywało się, by posłuchać zespołu Kerygmat czy pobawić się wraz z wolontariuszami. Miałam okazję przypomnieć sobie, jak grać w "gumę", a także nauczyć tego młodsze pokolenie. Bardzo miłe doświadczenie. Cieszę się, że pokonałam własne słabości i spotkałam tylu wspaniałych ludzi.

sobota, 10 października 2015

Oj, zaniedbałam Was ostatnio :) Ach, wszystko przez te studia :) Dziś kolejny raz chcę Wam udowodnić, że Ktoś zawsze stawia nas w odpowiednim miejscu we właściwym czasie. 
  Piątek, pomimo że planowo nie mam wtedy zajęć, spędziłam na podróżowaniu między różnymi wydziałami mojej uczelni. Po drodze wstąpiłam jednak w moje ulubione miejsce - Diecezjalne Centrum Wolontariatu. Wprawdzie nie było naszego koordynatora wolontariatu, ale spotkałam tam ks. Krzysztofa Banasika i innych współpracowników. Dzięki temu miałam okazję wziąć udział w konferencji dotyczącej otwarcia Świętokrzyskiego Szlaku Papieskiego i obchodów Dnia Papieskiego. Może pamiętacie, na początku mojej przygody z blogiem opisywałam, jak to jako pierwsi wolontariusze Diecezji Kieleckiej przeszli pewien szlak. No, to właśnie ten :) Teraz musimy się tam wybrać ponownie i sprawdzić, czy coś się zmieniło.
Sądziłam, że wynudzę się na tej konferencji, ale na szczęście się myliłam! Opowieści przewodników, osób związanych z takimi szlakami w Polsce czy przedstawicieli władz bardzo mnie zainteresowały. Wszyscy opowiadali o trasie ze swojego punktu widzenia, a ja mogłam porównać to z własną opinią.
Jutro również włączę się w Dzień Papieski. Najpierw będę kwestować w swojej parafii, a zaraz potem jadę do Kielc na wolontariat podczas Festynu Papieskiego. Ciekawe, czy wszystko się uda :)

niedziela, 4 października 2015

Świadectwo Daru Modlitwy

Dziś krótko :) Zamieszczam obiecany filmik http://www.diecezja.kielce.pl/swiadectwo-daru-modlitwy-nominacja-dla-wsd-w-kielcach
Na tej stronie znajdziecie też listę wspólnot, które dotąd wzięły udział w sztafecie. Zachęcam do obejrzenia. Błogosławionej niedzieli :)

czwartek, 1 października 2015

Kamera, akcja!

Witam! Ale się stęskniłam za pisaniem :) A dziś ważne wydarzenie, którym muszę się z Wami podzielić :)

Od rana wiele się działo, ale takich spraw, powiedzmy, codziennych. Sprzątanie, warsztaty, itd. Niby nic specjalnego.  Jednak, tuż przed południem w biurze Diecezjalnego Centrum Wolontariatu zaroiło się od wolontariuszy. Wszyscy przybyli, aby pomóc przy kręceniu filmiku do Świadectwa Daru Modlitwy. Akcja zaczęła się około rok temu, kiedy to młodzi rozpoczynający przygotowania do Światowych Dni Młodzieży 2016 chcieli rozpropagować modlitwę w intencji tego wydarzenia. Młodzież nagrywa, jak wspólnie się modli, a następnie nominuje grupę, która kontynuuje sztafetę. I w końcu padło na Diecezjalne Centrum Wolontariatu. Nie stanowiło to dla nas problemu, gdyż codziennie podczas modlitwy Anioł Pański polecamy Bożej Opiece Światowe Dni Młodzieży. Dziś jednak musieliśmy to uwiecznić na filmiku. O dziwo obyło się bez dubli, wszystko nakręciliśmy za pierwszym podejściem. Może dlatego, że to dla nas codzienność, a nie modlenie się "na pokaz". A czemu tyle osób? W biurze to też "normalność", zawsze ktoś wpada, ktoś wychodzi, nic nadzwyczajnego. Gdy filmik będzie gotowy, obiecuję się nim z Wami podzielić. Dowiecie się też wtedy, kogo nominowaliśmy. Nie chcę zdradzać przed publikacją :)
Po "ciężkiej pracy" kręcenia filmu postanowiliśmy spędzić wspólnie miło czas, rozmawialiśmy, żartowaliśmy i jedliśmy pyszną pizzę. Świętowaliśmy też 18-ste urodziny dwójki wolontariuszy - Piotrka i Mateusza. Dzisiejszy dzień był bardzo miły! Teraz biegnę na kolejne spotkanie lokalnego stowarzyszenia, w którego działania się angażuję. W końcu nie tylko Caritas-em żyje człowiek :)

sobota, 26 września 2015

Zbiórka Żywności

W dniach 25-26 września 2015 w sklepach w całej Polsce odbyła się Zbiórka Żywności, której organizatorem jest Bank Żywności we współpracy z firmą Danone. Zebrane produkty zostaną przeznaczone dla placówek zajmujących się dożywianiem dzieci. 

Kolejny raz miałam okazję wziąć udział w takiej akcji. Pierwszy raz był chyba trzy lata temu, kiedy to zaraz po szkoleniu wolontaryjnym w Caritas dostałam ankietę, w której zaznaczałam, gdzie chciałabym się zaangażować. Szczerze to nawet nie pamiętam, co tam napisałam. Niedługo po tym otrzymałam telefon, czy nie chciałabym wesprzeć swoim czasem zbiórki żywności. Nie umiem odmawiać, więc się zgodziłam :) Dokładnie nie pamiętam, ale chyba za drugim razem pełniłam już rolę opiekuna wolontariuszy. Podczas dzisiejszej zbiórki również przypadła mi taka funkcja.

Głównym zadaniem wolontariuszy jest zachęcanie klientów supermarketów do kupienia kilku produktów więcej i wsparcia nimi niedożywionych dzieci. Zachęta odbywa się poprzez wręczenie ulotki i obdarzenie pięknym uśmiechem. Poza tym, gdy wózek jest pełen, wolontariusze  przenoszą produkty do kartonów, sprzątają ulotki, które ktoś wyrzucił,  a gdy ktoś podzielił się zakupami - serdecznie mu dziękują. Zazwyczaj "na warcie" stoją dwie osoby przez około 2 godziny, po czym następuje zmiana. Czyli nic trudnego czy męczącego.

Jako opiekun dodatkowo czuwam nad listą obecności, kontaktuję się z kierownictwem sklepu, sprawuję opiekę nad niepełnoletnimi uczestnikami zbiórki, tym, którzy są pierwszy raz, tłumaczę, co mają robić itd. Czasem zdarza się, że ktoś nie przyjdzie, wtedy muszę go zastąpić. No i spędzam tam troszkę więcej czasu niż wolontariusz :)

Podczas takiego wolontariatu można przełamać swoją nieśmiałość czy obawę przed kontaktami z drugim człowiekiem. Od tego, w jaki sposób podejdziemy do tematu, zależy powodzenie lub nie zbiórki. Gdy wolontariusz ciągle gra na telefonie, mrukliwie odnosi się do klientów czy jest zbyt natarczywy, to mało kto zechce wrzucić coś do jego koszyka. Natomiast, kiedy jest on uśmiechnięty, nie naciska do wzięcia ulotki, potrafi wytłumaczyć, co to za akcja, to wózek momentalnie się zapełnia.

Klienci czasem negatywnie podchodzą do zbiórki "w każdym sklepie mnie męczą", inni chcieliby pomóc, ale nie mają możliwości, inni podczas zakupów zapomnieli, a inni z chęcią dzielą się zakupami. Czasem przepraszają, że tak mało, a pakują kilka kartonów ryżu, makaronu, jeszcze jakiś dżem... Inni przychodzą do sklepu tylko po to, by coś wrzucić, kolejni oddają coś, chociaż widać, że sami mało mają.

Minusem tego wolontariatu jest to, że trzeba być nastawionym na różne reakcje ludzi, nie wolno "brać do siebie" odmowy wzięcia ulotki czy negatywne komentarze odnośnie nas. Plusem to, że poznajemy nowe osoby, przełamuje własne bariery (głównie komunikacyjne), nie trwa on długo, nie jest długoterminowy, nie jest męczący, a do końca dnia zostaje nam "przyklejony" uśmiech :)

Zdradzę Wam, że w tym roku nie dzwonili po mnie z zachętą do zbiórki, lecz już wiedzieli, że spotkają mnie w Diecezjalnym Centrum Wolontariatu i tam zaczęli szukać :) Stąd też opis tej akcji na blogu Caritas. To dzięki Diecezjalnemu Centrum Wolontariatu zostałam skierowana do zbiórek żywności.

 Gdy po zbiórce auto przyjechało po kartony, oddałam ich 10 pełnych żywności. Jeden z nich był mojej wysokości, więc wyobraźcie sobie, jakie to ilości produktów. Wierzę, że pomogą one komuś zaznać chwili szczęścia.

środa, 23 września 2015

Drobnostki stające się fundamentem szczęścia...

W wolontariacie bywają tygodnie w których każdego dnia dzieją się niesamowite rzeczy, bywają też takie, gdy każdy dzień wygląda tak samo. Mają one jednak taką samą ważność.

W tym tygodniu znowu pomagałam przy warsztatach, uzupełniałam dokumentację wolontariuszy Światowych Dni Młodzieży czy pisałam artykuły o pobycie na spotkaniu kadry. Czyli... tydzień jak co tydzień :) Nie odczuwałam jednak monotonii, nie ma dwóch takich samych dni, czasem uśmiech drugiej osoby czy drobny gest kogoś obcego sprawia, że inaczej zapamiętujemy dany czas. Wyraziłam się może górnolotnie, jednak nie wiem, jak przekazać to, że w życiu nie każdy dzień musi być "mega niespodzianką" czy "zbieraniną" cudów. Warto dostrzegać szczęście w drobnostkach :)

[Teraz tak się zastanawiam, czy dostrzegłam te małe rzeczy w tym tygodniu, ale chyba tak, skoro pamiętam każdy dzień :) Trudno mi jednak wskazać, co wywołało u mnie radość. 

Po napisaniu całego postu przypomniało mi się, jak licealista pomógł mi nieść ciężkie pudło, ktoś zażartował i poprawił mi humor, takie drobnostki, a ubarwiają świat. ]

Poza wolontariatem mam też życie osobiste, w tym tygodniu ono bardziej przeważa. "Herbatka z aureolą", spotkanie z grupą bierzmowanych, praca,  koncert czy kurs migowego. Na wszystko znajduję czas. Ktoś kiedyś mi powiedział, że im masz więcej obowiązków, tym łatwiej zorganizować sobie czas wolny. Gdy poświęcasz się tylko jednej rzeczy (praca, szkoła), nie znajdujesz chwili na przyjemności, nie masz gdzie jej "wcisnąć".  Mając dzień wolny po prostu "nie chce mi się" posprzątać, ugotować czegoś dobrego czy wyjść ze znajomymi. Gdy rano jadę na wolontariat, następnie mam spotkanie w parafii, wieczorem spacer z przyjaciółmi, znajduję czas na posprzątanie czy przeczytanie ulubionego czasopisma. Doba każdego z nas ma tyle samo godzin, to od nas zależy, ile z niej "wyciśniemy".

W tym tygodniu opiszę Wam o wolontariacie, do którego jeszcze nie nawiązywałam, chociaż to była chyba pierwsza akcja (oprócz kolonii) do której włączyłam się przez pośrednictwo Diecezjalnego Centrum Wolontariatu w Kielcach. Ale rąbka tajemnicy uchylę dopiero w weekend. Zachęcam do lektury! Tym bardziej, że to już ostatnie dni moich intensywnych działań w wolontariacie. Kończą się wakacje, więc i mój czas wolny. Oczywiście nie rezygnuję z tego, co kocham! Już w kalendarzu zapisałam kilka jednorazowych akcji, w które z chęcią się włączę. Jednak nie będę mogła już poświęcać się codziennie, może wygospodaruję chociaż godzinę w tygodniu na pomoc w Caritas. Liczę, że plan zajęć mi w tym pomoże :)

Miałam napisać dwa zdania, wyszedł całkiem spory post... Ach te kobiety, jak zaczną gadać, to nie potrafią skończyć :) Do "przeczytania"!

niedziela, 20 września 2015

Spotkanie kadry kolonijnej

Lubię mieć coś zaplanowane, nawet w odległym terminie i czekać na to. Wtedy każdy dzień jest łatwiej przetrwać, byleby bliżej do danego wydarzenia. Jednak teraz mam dylemat, skoro już po spotkaniu kadry, to na co mam czekać? Na kolejne kolonie? :)

Już pisałam, że uwielbiam powakacyjne spotkania kadry kolonijnej. W tym roku, pomimo splotu różnych wydarzeń, także wzięłam w nim udział.
Piątek był bardzo "zakręconym" dniem. Rano pojechałam wraz z przyjaciółką na Śląsk, aby uporządkować kilka spraw związanych z uczelnią, spieszyłyśmy się jednak bardzo, gdyż po południu miałam kilka zobowiązań. Zdążyłam jednak "wpaść" do Caritas i pomóc pakować rzeczy na spotkanie kadry. Zaraz potem pobiegłam na kurs języka migowego na który się zapisałam, aby otworzyć się na inne formy wolontariatu. Do pobliskiego Kaczyna dojechałam dopiero około 21:00, aby pomóc przygotować rozrywki na kolejny dzień. Czekali już tam Marta, Paulina, Damian i Adrian. Okazało się, że w czasie, gdy ja zgłębiałam tajniki języka migowego, oni już stworzyli jedną z atrakcji. Mogłam więc tylko pomóc przy wymyślaniu kolejnej. Później graliśmy w kilka nowych gier, aby sprawdzić, czy są odpowiednie na kolejny dzień (odpowiednio interesujące, dostosowane do takiej liczby uczestników, angażujące wszystkich lub skupione na jednej osobie itd.).

W sobotę już o 9:40 przyjechała pozostała część kadry. Rozpoczęliśmy od kawy, ciasta i prezentacji swoich turnusów. Było około 30 osób, czyli połowa tych, które tegoroczne wakacje spędziła na kolonii Caritas. Niektórych odstraszyła pogoda, inni mieli różne zobowiązania, więc wydaje mi się, że nie jest to mało. Prezentacje przybierały różne formy, jednak nie było dwóch takich samych, a przecież powtarzała się kadra, ośrodki czy nawet uczestnicy. Pokazuje to, że nie można się zniechęcać, gdy jakaś kolonia nam się nie podobała, bo każda jest inna. Następnie mieliśmy Mszę Świętą w pobliskim kościele. Ubarwiliśmy ją swym śpiewem. Po obiedzie rozpoczęliśmy pierwszą z zabaw. Uczestnicy podzieleni na grupy szukali schowanych osób. Następnie wykonywali oni zadania związane z tegorocznym programem kolonijnym. Byłam jedną z tych, które czekały na kolejne grupy i dawały im zadania. Tak się zasiedziałam, że później to mnie szukali, abym mogła wziąć udział w kolejnej zabawie. Była to gra sytuacyjna. Wcielaliśmy się w różne role, które mieliśmy opisane na kartkach. Następnie musieliśmy bronić swoich racji podczas debaty na spotkaniu w wymyślonej gminie "Kozie doły". Wielu ubrało się odpowiednio do sytuacji, miało odpowiednie rekwizyty, rewelacyjne wcielało się w swoją rolę. Na zakończenie doszliśmy do wniosku, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta :)  Osobiście miałam problem z wcieleniem się w taką rolę, nie potrafiłam wtrącić swojego zdania czy też zgodzić się z tym, co mówiła osoba, której według zadania miałam słuchać. No ale innym się bardzo podobało, a to najważniejsze :) Kolejnym punktem programu był grill i ognisko, przy którym śpiewaliśmy i tańczyliśmy do utraty tchu. Na nocleg pozostała grupa około 15-stu osób. Jednak, zanim on nastąpił, graliśmy w wiele gier. Pozwoliło nam to lepiej się zintegrować, poznać, kto coś myśli na dany temat lub jaki ma talent aktorski, podyskutować.

W niedzielny poranek spotkaliśmy się na pysznym śniadaniu, a następnie uczestniczyliśmy w Mszy Świętej. Zaraz po niej nadszedł czas rozstania. Było to trudne, bo przez te kilka godzin zżyliśmy się ze sobą. Już planowaliśmy, że na kolejne kolonie pojedziemy razem. Wierzę, że tak się stanie. A tych niezdecydowanych zachęcam do zostania wychowawcą.
Jeszcze nie mam zdjęć, więc wstawiam dyplom, który otrzymałam. Przepraszam za jakość :)

czwartek, 17 września 2015

Jak rozśmieszyć Pana Boga?

Pomimo, że to ostatnie dni wakacji, wcale nie odpoczywam, tylko staram się jak najwięcej siebie dać innym. Nie wiem przecież, czy w roku akademickim znajdę czas na to, co lubię. Często rozkład zajęć nie pozwala na prowadzenie jakiegokolwiek życia poza uczelnią :) Ostatnio mało piszę ze względu na nadmiar obowiązków, spraw związanych z uczelnią, parafią, rodziną, ale też przez wciąż zepsuty sprzęt. W ciągu najbliższych dni jednak się to powinno zmienić :)

Jest chyba takie powiedzenie: "Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to powiedz mu o swoich planach". Zgadzam się z nim w 100%. W poniedziałek przyszłam do Caritas skorzystać z komputera, bo chciałam napisać artykuł do gazetki parafialnej. Zaraz po tym miałam wracać do domu. Okazało się, że dobrze, że przyszłam :) Poproszono mnie, bym dostarczyła zaproszenia do kilku miejsc, posprzątałam w szafach z materiałami plastycznymi, odwiedziło nas też kilku gości, np. ksiądz z którym byłam na kolonii.

We wtorek również zmieniłam swoje plany. Miałam ten dzień spędzić na załatwianiu spraw na uczelni, jednak, nie dość, że zrobiłam to szybciej niż planowałam, to w dodatku kolejny raz się przydałam. Rano pakowałam worki i listy zachęcające do zbiórki zużytych telefonów komórkowych w celu wsparcia hospicjum, następnie pomagałam je rozwieść. Koło południa pomagałam koordynatorowi przy prowadzeniu warsztatów  dla licealistów. Niby nic wielkiego - przygotowanie poczęstunku, podawanie przyborów piśmienniczych itd., ale miałam okazję obserwowania z boku pracy podczas takich szkoleń, zachowania uczestników, porównania, jak różne grupy realizują ten sam temat. To istotne dla mnie ze względu na kierunek, który studiuję. Dotąd zazwyczaj byłam jedynie uczestnikiem, nigdy obserwatorem. Niedługo będę sama w roli prowadzącego zajęcia dla uczniów szkół średnich, więc warto już teraz "wejść w ich klimat".

Środa była bardzo intensywnym dniem ze względu na wiele grup szkoleniowych, na których wielokrotnie przekazywano ten sam temat. Wprawdzie zawsze wyglądało to inaczej, ale po kilku godzinach miałam już dość :) Zobaczyłam, jak można w odpowiedni sposób reagować na zaczepki uczniów czy zmianę tematu. Tego nie piszą w mądrych książkach, tego trzeba się nauczyć, a dzięki przyglądaniu się, jak robią to inni, mam jakieś podstawy :) W ogóle, w tym tygodniu codziennie nas ktoś odwiedzał. Uwielbiam takie wizyty! Śmiech, rozmowy, kawa, herbata, to bardzo miły czas. No oczywiście nie liczę osób, które wpadają "na chwilę" podpisać porozumienie, zapytać o o jakąś formę wolontariatu czy przez pomyłkę wchodzą do naszych drzwi. Oni niestety nie zostają na dłużej, a byłoby to ciekawym doświadczeniem znaleźć wspólny temat z nieznaną sobie osobą.

Dziś natomiast zrobiłam sobie "odwyk" od wolontariatu, jednak już  czuję, że nie może on długo trwać :)

Najbliższy post będzie już po moim powrocie ze spotkania z kadrą kolonijną. To wydarzenie, na które czekam cały rok! Z pewnością podzielę się z Wami przeżyciami. Do "zobaczenia" wkrótce :)

czwartek, 10 września 2015

Radosny powrót do codzienności

Dziś znów odwiedziłam Wolontariat i zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam za Caritas. Nie omieszkałam powiedzieć o tym ks. Krzysztofowi Banasikowi, zastępcy dyrektora Caritas. Bardzo go to ucieszyło :)

Czułam się, jakbym nie była tu od wieków... Wszystko wysprzątane (czyżbym ja tak brudziła?), pracownicy zadowoleni z życia... Chyba odpoczęli ode mnie :) Po opowieściach z wyjazdu, swoich przeżyciach, okazało się, że jednak to nie będzie spokojny dzień. Kontynuowałam akcję "porządki", nie tylko w pomieszczeniu, ale i dokumentach kolonijnych. Teraz, gdy są już wszystkie, wystarczy je posegregować i odłożyć do następnych wakacji :) Było też wiele innych rzeczy, jednak nie będę przecież opisywać każdej czynności :) Ciężko było mi na nowo przyzwyczaić się do stukania klawiatury, głosów "żyjącego" miasta, hałasu niszczarki czy tego, że ktoś tłumaczy mi, jak coś zrobić. W Niepokalanowie była spokojna atmosfera, podczas rozważania Ewangelii przychodziły do nas wiewiórki i nasłuchiwały, a częściej niż głos ludzki słyszałam ciszę... Wcale nie narzekam! Po prostu przez taką odskocznię czuję, że to dwa różne światy. Jednak chyba bardziej wolę "ten", a "tamten" służy naładowaniu akumulatorów na kolejny rok działania.
Dziś krótko, ale (chyba) treściwie. Muszę się wyspać, aby kolejny dzień owocnie  spędzić w moim ulubionym Caritas :) Dobrej nocy wszystkim i odkrycia takiego miejsca, jakie ja znalazłam w budynku przy placu Najświętszej Maryi Panny w Kielcach :)

środa, 9 września 2015

"Maryjna droga nawrócenia"

Niepokalanów. A konkretniej - Teresin Lasek. Miejsce, gdzie czas się zatrzymuje. Gdzie na naszych oczach dzieją się prawdziwe cuda. Gdzie... Gdzie Bóg umacnia człowieka.

Od 31 sierpnia do 6 września przebywałam w Teresinie Lasku na rekolekcjach dla niepełnosprawnych i wolontariuszy. To było dla mnie nowe doświadczenie, nie miałam tak długotrwałej styczności z osobami nie w pełni sprawnymi. Wprawdzie w lutym, podczas obchodów Dnia Chorego, który wspierali wolontariusze Diecezjalnego Centrum Wolontariatu, pomagałam takim osobom. Jednak inaczej jest, gdy podaje komuś kubek wody, a inaczej, gdy staję się czyimiś rękami i nogami...

W rekolekcjach uczestniczyło ponad 50 osób- sprawnych i nie. Wraz z Agnieszką opiekowałam się 30-letnią Kasią, która jeździ na wózku inwalidzkim. Jednak często musiały nam pomagać inne osoby, gdyż nie miałyśmy doświadczenia, umiejętności czy chociaż siły. Pomimo wielu trudności, przełamywania własnych barier, a także tych architektonicznych, wszyscy cali, zdrowi i szczęśliwi dotarli do końca turnusu :)

Na turnusie były osoby z różną formą niepełnosprawności. Niektórzy jeździli na wózkach inwalidzkich, inni poruszali się o kulach, a byli też tacy, którzy nie mieli problemów z poruszaniem, ale chorowali na inną chorobę utrudniającą normalne funkcjonowanie. Jedni ścigali się swoimi wózkami elektrycznymi, drugich trzeba było pchać. Część osób swobodnie mówiła, u części trudno było zrozumieć, co chce wyartykułować. Niektórzy wyglądali na pełnosprawnych, póki nie ukazał się ich wózek, u innych z daleka było widać powykrzywiane w różne strony kończyny. Kilka osób chorych od urodzenia, kilka z nabytą niepełnosprawnością. Można by tak wymieniać bez końca. Jednak co ich połączyło? Wszyscy zdecydowali się spędzić tydzień z Maryją Niepokalaną.

Plan dnia był przepełniony modlitwami, pracą w grupach, ale też zabawami. Dzień rozpoczynaliśmy ok. 7:30, kiedy to w kaplicy śpiewaliśmy pieśni chwalące Maryję. Potem śniadanie, praca w grupach (na podstawie Pisma Świętego wtajemniczaliśmy się w Miłosierdzie Boże), Eucharystia, potem obiad, chwila wytchnienia, Koronka do Miłosierdzia Bożego połączona z celebracją, kolacja i wieczorna adoracja dziękczynna. Czasem nasz rozkład zajęć się zmieniał. Pierwszego dnia udaliśmy się do Niepokalanowa, aby obejrzeć film "Ziemia Maryi". Środę poświęciliśmy na pojednanie z Bogiem, w czwartek odbył się bal przebierańców i pokaz sztuczek magicznych, w piątek Droga Krzyżowa i Sakrament Namaszczenia Chorych, uczestniczyliśmy też w wieczorku poetyckim. Każdego dnia była też inna oprawa modlitw. Wiele z nich poruszało do łez. Wolontariusze przygotowywali śpiew, rozważania, jednak najwięcej emocji wzbudził moment, kiedy to do każdego podchodził Jezus skryty w Monstrancji i można było wpatrywać się w niego z tak bliska. Podczas Eucharystii niepełnosprawni aktywnie się włączali w przebieg liturgii: śpiewali, "przynosili" Dary Ołtarza, czytali fragmenty Pisma Świętego, prowadzili modlitwy różańcowe. Nikt nie czuł się tu gorszy, a wręcz przeciwnie - każdy poczuł, że stanowi istotny element świata, że Bóg po coś zesłał go na ziemię, miał powód, by dać mu taką chorobę.

Czułam się tu jak w jednej, wielkiej rodzinie. Każdy był pomocny, gdy nie mógł podać ręki - ofiarowywał uśmiech czy modlitwę. Pomimo że czasem było ciężko, miałam dość, źle się czułam, drobne gesty osób niepełnosprawnych pozwalały mi powstać z kolan i nieść im siebie. Przecież bez moich dłoni nie zjedzą zupy, nie skorzystają z toalety, nie wykąpią się, nie pojadą na Eucharystię, nie położą się spać... Większość osób przyjeżdża tam od kilku lat, niektórzy byli tam po raz pierwszy, ja czuję, że chciałabym wrócić, może na inną formę rekolekcji. Ten czas spędzony w Teresinie pozwolił mi się wyciszyć, odizolować od świata, skupić na mojej wierze, na tym, co chciałabym robić w życiu, poznałam tu niesamowitych ludzi, za którymi już tęsknię.

Cieszę się, że przez przypadek, przez ogłoszenie na stronie Diecezjalnego Centrum Wolontariatu, przez zachętę koordynatora, spędziłam cudowny czas blisko Maryi. Znowu piszę chaotycznie, znowu nieskładnie, ale to przez emocje, które wciąż mam w sobie. Trudno mi zawrzeć to wszystko, te odczucia, atmosferę...
Niepełnosprawni też potrafią się bawić!

Z podopieczną Kasią i drugą wolontariuszką

sobota, 29 sierpnia 2015

A przed wyjazdem - krótko :)

Miałam już nie pisać przed wyjazdem, ale uznałam, że należą się Wam wyjaśnienia, tym bardziej, że ostatnio wszystko jest pisane bardzo chaotycznie. Zacznijmy od tego, że wszystkie sprzęty elektroniczne, na których miałam dostęp do Internetu, "padły" w jednym momencie, a ja nie mam czasu na naprawę. Stąd też posty piszę szybko, na pożyczonym sprzęcie, bez możliwości przemyślenia. 

Kolejnym problemem jest brak czasu... Oprócz działaności w Caritas Diecezji Kieleckiej, pracuję, studiuję, działam przy parafii (gazetka parafialna, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, przygotowuję młodzież do bierzmowania), czasem też chcę znaleźć czas dla rodziny i przyjaciół. Prawda, że grafik bywa napięty? Stąd też wykorzystywanie każdej chwili do maksimum :)

Zauważyłam, że nic nie wytłumaczyłam, skąd, gdzie i jak wyjazd, który już jutro. Do Diecezjalneg Centrum Wolontariatu zgłaszają się różne osoby, które potrzebują wolontariuszy. Miało tak też miejsce na początku sierpnia, kiedy to Pani z Rycerstwa Niepokalanej szukała wolontariuszki na wyjazd z niepełnosprawną dziewczyną do Niepokalanowa. Pomimo ogromu obaw (brak doświadczenia, kolejny wyjazd, który komplikuje mi plany), postanowiłam spróbować. Obym nie żałowała :) Studia to taki czas, kiedy jeszcze można wykorzystać wakacje do maksimum, nie martwiąc się o urlop w pracy.

Czas korzystania z komputera siostry mija, więc na najbliższy tydzień (który spędzicie bez moich postów), życzę Wam pogody ducha, radości i wytrwałości w osiągnięciu postawionych sobie celi. A ja lecę się pakować! Do szybkiego zobaczenia :)

czwartek, 27 sierpnia 2015

Wspomnień czar...

Wyjeżdżam na turnus z niepełnosprawnymi, więc kolejny tydzień nie będę miała możliwości pisania postów (wiąże się to głównie z zepsutym sprzętem). Dlatego też, na osłodzę życia, pierwsza część zdjęć z kolonii Caritas. Oczywiście będę na nich głównie ja :) Może zachęcą one kogoś do zostania wychowawcą :)

Tańce integracyjne

Hej ho, hej ho, na wycieczkę by się szło!


Czasem trzeba było się nagimnastykować...

Koszulka opiekuna obowiązkowa!

Najpierw pomagamy innym...

...a później musimy sobie radzić sami :)

Och, w końcu odpoczynek!

Część kadry :)

A co, pani wychowawczyni też potrafi się bawić!

Wychowawcy też mają chrzest!

Przysięga kolonijna

Dzieci chętnie uczestniczyły w Drodze Krzyżowej

Rozmodleni...








Nasz cel - Śnieżka!

Odprawa w Kielcach

Wychowawczynie - jeszcze nie wiedzą, co je czeka :)

Kontrola musi być!

-A tu zaznaczasz, czy wszystkie dzieci wsiadły...

I nie wiadomo, kto jedzie na kolonie, a kto zostaje :)

Jedziemy!

Właśnie przyjechaliśmy i czekamy na decyzje :)

To może pośpiewamy?

Moja grupa :)

Wychowawcy też śpiewają!

No to razem!

W oczekiwaniu na posiłek...

Prezentacja grup. Kto znajdzie wychowawczynię?

Kleryk też musi być ochrzczony!

O! Smerf!

Mikstury, o dziwo, były pyszne!

Liczyrzepa- Duch Gór z Królową

Taki chrzest to pikuś!

środa, 26 sierpnia 2015

Fotorelacja

Dziś, ze względu na popsuty komputer, brak czasu i inne czynniki, będzie krótko, ale za to poparte zdjęciami. Zachęcam do oglądania! A kolonijne też będą w tym tygodniu :)


Wczoraj rano zrobiliśmy jeszcze 10 dodatkowych plecaków do akcji "Tornister pełen uśmiechu". Oprócz tego było troszkę papierkowej roboty :)
spieszyłam się jednak, żeby zdążyć pojechać na "Herbatkę z aureolą" czyli comiesięczne spotkania młodych z parafii Brzeziny z polskimi świętymi. Tym razem gościł nas święty Wojciech. Tematem była ofiara. Pierwszą ponieśliśmy siedząc na podłodze i w deszczowy dzień pijąc mrożoną herbatę i jedząc lody :) Ale było warto! Dyskutowaliśmy na tematy pieniędzy, ofiary, finansowania Kościoła, poświęcenia siebie dla drugiego człowieka czy swego życia za wiarę. Po rozmowach był czas na wysłuchanie życiorysu świętego i tego, co sam chciał nam przekazać. Następnie modlitwa, błogosławieństwo i "czas luźny" pełen żartów. Dotkliwie poczułam wtedy głosu św. Wojciecha, który przemówił, gdy siadłam obok jego relikwii :) Och, aż do teraz przechodzą mnie ciarki... Ok, teraz zdjęcia!
Pytania i trudne odpowiedzi na nie...

Pakujemy plecaki!

Stoły już czekają na gości

Mój stolik... kto mnie znajdzie?

Ojej, ile rzeczy...

Pakujemy dalej!

Troszkę nas było :)

Wolontariusze szczęśliwi, tornistry pełne!

"Luźny" czas na żarty




W oczekiwaniu na herbatkę...

święty Wojciech, który nas zaprosił na herbatkę