poniedziałek, 14 listopada 2016

Wrześniowe atrakcje - ciąg dalszy

Tegoroczny wrzesień obfitował w mnogość wyjazdów i szkoleń. Jeśli coś pominąłeś, możesz znaleźć je tutaj. Działo się aż tyle, że jeden post nie wystarczył. No więc, zachęcam do czytania :) (Oj ten post piszę już od ponad miesiąca i nie mogę skończyć, przepraszam!)

W jeden z weekendów znowu zawitałam do Kaczyna, tym razem na szkolenie z serii "Wolontariat - razem możemy więcej", a pod tytułem "Mocne ja, mocne działanie". Najpierw się przeraziłam widząc plan zajęć rozpisany co do minuty i to nawet zahaczający o godziny nocne. Okazało się jednak, że nie było to odczuwalne, a nawet chcieliśmy więcej i więcej. Nie będę może opowiadać o całym przebiegu, tym bardziej, że nauczyłam się podlinkowywać :) posty :) Podzielę się moimi wrażeniami. Mieliśmy trójkę "trenerów", psychologa Lidię Świebodę-Toborek, naszego koordynatora Damiana Zegadło i specjalistkę od zadań manualnych - Paulinę Pietrykę. Wiele miejsca poświęcono zagadnieniom dotyczącym kontaktów z osobami cierpiącymi, terminalnie chorymi, wspieraniu ich w tym. Ciekawe jest to, że w szkoleniu brała udział nie tylko młodzież, ale też seniorzy. To dla nich przygotowaliśmy okładki na książki w różnych kształtach, co bardzo im się spodobało. Wiecie, ile serca musiałam włożyć, żeby szyć prosto? Zazwyczaj mam z tym ogromny problem, może to przez mój astygmatyzm, może przez lenistwo. No ale nie o tym. Najwięcej emocji wywołało nagrywanie trzyminutowych filmików podczas których mogliśmy mówić co chcemy, ale żeby zakończyć hasłem "To dało mi moc". Okazało się, że nie jest to proste nawet dla osób uważanych za "gaduły". Ja poległam totalni - śmiałam się, płakałam, chodziłam w kółko...  Nie lubię takich sytuacji, wolę pisać niż występować publicznie, chyba, że mam gotowy tekst do wygłoszenia. Ciekawą grą byli "derianie", gdzie uczyliśmy się komunikacji i niwelowania stereotypów. To było dosyć ciekawe doświadczenie, zapewne wykorzystam je w swojej przyszłej pracy.Tyle wspomnień z tego szkolenia.

Koniec września to kolejny wyjazd, ale tym razem bardziej rekreacyjny. Po ŚDMie, koloniach, praktykach potrzebowałam chwili dla siebie. Więc ruszyłam wraz z innymi osobami, które były w tym roku na koloniach i pojechaliśmy do Zakopanego. Szczegółowy opis tutaj.
Było zimno (jak na wrzesień), bez nadmiaru ludzi (aż dziwne w Zakopanem), rodzinnie. Zdradzę Wam coś, czego nie ma w artykule. Był z nami nasz koordynator - Damian, który w tamtym czasie obchodził imieniny. Naszym prezentem było wyjście nad Morskie Oko zamiast na  jakieś ogromne masywy (spadły mi te imieniny z nieba, ja tam już padałam, ale mimo to szłam przed siebie, ja się nie lubię poddawać). Okazało się, że panie kucharki i właścicielka ośrodka przygotowały dla niego ucztę imieninową -  było pysznie. A żeby było wesoło - graliśmy w Time Up Celebrities. W pozostałe dni towarzyszyło nam Uno, Uga Buga i hmmm nie pamiętam więcej. Ale to fascynujące ile emocji potrafią wzbudzić takie gry. Okazuje się, że to nie rozrywka jedynie dla najmłodszych (a tak myślałam dopóki nie pojechałam na pierwsze ze szkoleń). A góry? No jasne, że piękne. Odwiedziliśmy inne miejsca niż podczas kolonii, nie miałam pod opieką grupy, więc mogłam się skupić na wewnętrznej walce z każdym wzniesieniem. I poznałam bliżej wychowawców, z którymi jeszcze nie miałam okazji współpracować.

Dobrze, że ten wrzesień dawno za nami, strasznie długo go opisywałam. Wierzę, że kolejne miesiące "pójdą" znacznie szybciej. Obiecane fotki:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam! Zależy mi na uzyskaniu Twojej opinii. Tutaj możesz zostawić ślad po sobie. Jednak, ze względu na ilość spamerów, musisz zaczekać, aż zostanie on zatwierdzony przez administratora. Pozdrawiam serdecznie :)