środa, 24 maja 2017

Wieczór filmowy

Właśnie zauważyłam, że baaaaaaaaaardzo dużo rzeczy z kwietnia nie umieściłam na blogu, w tym relacji z moich urodzin. A tak mi się skojarzyło z dziś, więc spróbuję to jakoś połączyć. Ale zacznijmy od .... poniedziałku, ostatniego.

Poniedziałek był dosyć nerwowy ze względu na odbywający się we wtorek zjazd Szkolnych Kół Caritas naszej diecezji. Okazywało się, że ciągle jest coś do zrobienia, lista uczestników zmienia się z minuty na minutę (pomimo, że termin zgłoszeń upłynął 2 tygodnie wcześniej), a dodatkowo nie samym zjazdem się żyje i wychodziły inne kwestie do rozwiązania "na wczoraj". Pakowanie materiałów, przygotowywanie gry, dopracowywanie planu, a do tego urywające się telefony, wciąż wchodzący ludzie z różnymi sprawami itd. - ARMAGEDON. A jak wiadomo, im większy stres, tym wszyscy stają się bardziej nerwowi, co odbija się na wykonywanej pracy. Po 8-godzinnym dniu wciąż nie wszystko było dopracowane na top-top, jednak okazało się, że zjazd wypadł doskonale, wszystko się udało. Sama na nim nie byłam (obowiązki uczelniane niedoszłej pani magister), ale nie słyszałam negatywnych słów o tym wydarzeniu.

Dziś Diecezjalne Centrum Wolontariatu odwiedziłam tuż po zajęciach. Czekały już na mnie zaświadczenia do poprawienia i wypisania (sprawdzenia poprawności wpisania nazwisk do matrycy, odmian fleksyjnych czy wyglądu graficznego - proste, ale żmudne i zajmujące dużo czasu). O 16:30 rozpoczął się wieczór filmowy. Ostatni odbył się 26 kwietnia, w moje urodziny. Dostałam wtedy m.in. kwiatka, który nie wymaga częstego podlewania, żółte ferrari, by ćwiczyć moje umiejętności bycia kierowcą (TAK! TAK! ZDAŁAM! Za 10 razem :) oraz książkę z modlitwami w języku migowym (chyba tylko one pomogą mi przed nieuchronnie zbliżającym się egzaminem na III st.). Powróćmy jednak do dziś, retrospekcji wystarczy. O dziwo o 16:30 nie było prawie nikogo, ale to pierwszy taki  raz, kiedy spotkanie do rozmów i wspólnego spędzenia czasu jest przed projekcją, a nie, jak zazwyczaj, po. Była pyszna karpatka przywieziona przez jedną z wolontariuszek Wakacyjnej Akcji Caritas, dwie ogroooomne pizze, owoce, chrupki, soki, kajmaki... Pisząc tego posta leżę z pełnym brzuszkiem do góry i żałuję, że jest tak mało pojemny :) Gdy się "nagadaliśmy" (choć niektórzy mogliby mówić bez końca), nadeszła pora na film. Około 15 osób (nigdy nie byłam dobra z matematyki) oglądało "Ukryte działania". To obraz trzech ciemnoskórych matematyczek, które w latach 60. (czasy segregacji rasowej, braku dostępu do wyższej edukacji technicznej dla kobiet itd.) otrzymały pracę w NASA. Od ich obliczeń zależało powodzenie misji kosmicznych. Film pokazywał, jakim trudnościom musiały sprostać, ale też jak starały się je zmienić i zrobiły "małą rewolucje" najpierw w swojej pracy, a następnie w dalszych kręgach, dochodząc aż do orderów. Więcej nie zdradzę, ale polecam obejrzeć. Po filmie chyba były jakieś gry towarzyskie, niestety musiałam szybko uciekać na busa.

Kolejne dni zapowiadają się równie pracowicie. Już jutro kurs na kierownika wypoczynku. Zgłosiło się 11 osób, to dużo w porównaniu do ostatnich lat. Ciekawe, jaka część z nich zechce jeździć na kolonie z Caritas. W niedzielę Festyn z okazji Dnia Dziecka w Chmielniku. Nie wiem jeszcze, czy dam radę na nim być, ale postaram się. We wtorek kolejna "Herbata z aureolą" na którą też nie wiem, czy dotrę (ach te studia). Postaram się teraz częściej pisać. Aaa!  Zapomniałabym! Już drugi raz jestem jedną z jurorów prac konkursowych Pól Nadziei. Ale powiem Wam, że dość ciężko ocenić mi te prace, może jutro uda mi się wybrać te najlepsze.

Miłego tygodnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam! Zależy mi na uzyskaniu Twojej opinii. Tutaj możesz zostawić ślad po sobie. Jednak, ze względu na ilość spamerów, musisz zaczekać, aż zostanie on zatwierdzony przez administratora. Pozdrawiam serdecznie :)