wtorek, 1 marca 2016

Bruksela cz. 3

Och, wiem, jestem chaotyczna. Tak to jest, gdy chce się przekazać wszystko, a jest się na świeżo z wrażeniami. Powróćmy do Polaków w Brukseli. Są oni cenieni od wieków. Już kilka wieków temu tylko polscy malarze otrzymywali stypendia, dziś jesteśmy cenieni jako dobrzy pracownicy. I mam nadzieję, że nikt długo nie zniszczy nam tej opinii. Mnóstwo osób polskiego pochodzenia jest zatrudnionych w tutejszych instytucjach i są rewelacyjnymi pracownikami. Osoby z tzw. klasy inteligenckiej pomagają sobie, nasza pani przewodnik bezpłatnie tłumaczy polskim studentom dokumenty na uczelnie.

Każde belgijskie miasto ma swoje kolory. Brukseli to ciemnozielony i krwistoczerwony, a patronem jest Michał Archanioł. Ciekawostką jest to, że obok siebie występują zabytkowe, np. gotyckie budynki i te nowoczesne. I o dziwo nie wygląda to źle. A skąd pieniądze na to wszystko? Belgowie płacą duże podatki. Ja zastałam tam ogromne dźwigi, budowlańców, wszystko tak, jakby całe miasto chcieli stworzyć od nowa.  To trochę tak, jak z budową Parlamentu Europejskiego. Długo spierano się, gdzie ma być jego siedziba, więc Belgowie po cichu wyburzyli zabytkowe kamienice na całej ulicy i postawili "międzynarodową salę konferencyjną", czyli Parlament Europejski.

Przejdźmy może do istotnej kwestii - niedzielnej kolacji z panią europoseł Różą Thun. Specjalnie dla nas przyleciała z Polski. Jestem mile zaskoczona jej osobą, myślałam, że to będzie ktoś wyniosły i nieprzystępny,  a tu - niespodzianka! - ciepła, serdeczna kobieta. Podchodziła do każdego i pytała, z którego jest konkursu, dopytywała o różne sprawy. Troszczyła się o moje jedzenie bezglutenowe! To już wzbudziło u mnie szacunek :) Ofiarowałam jej skromny prezent z Caritas - cukrowy baranek. Była w szoku, ale i zadowolona, chwaliła się, że weźmie go ze sobą do Zakopanego na święta, często przypominała o tym, że go dostała. Pytała, jak to Caritas u nas przędzie, to zapewniłam, że ma się dobrze. Pani Róża nie stroniła od zdjęć czy odpowiedzi na trudne pytania. Kolacja skończyła się baaaaardzo późno, więc po powrocie do hotelu zaraz zasnęłam.

Ciekawostką z niedzieli jest to, że podczas zwiedzania nie zobaczyliśmy wiele, ot tylko Grand Place i Maneken Pis, kilka placy, pani przewodnik pokazała, w których miejscach są świątynie i tyle. Na szczęście po obiedzie (akurat tego dnia posiłki mi nie smakowały) mieliśmy czas wolny na zakupy. No to ja zebrałam grupkę i zaprowadziłam ich do Jeanneke Pie, mniej znanego symbolu miasta. O dziwo trafiłam bez większych problemów, dla pewności dopytałam jeszcze przechodniów. Tu może wtrącę ciekawostkę na temat mojego komunikowania się. Pierwszego dnia swobodnie zaczęłam dyskutować ze sprzedawcą. Zapytał skąd jestem, że tak zrozumiale mówię po angielsku. Trochę mnie to zaskoczyło, bo sądziłam, że mówię po francusku :) Najczęściej mówiłam po angielsku i francusku równocześnie i wszyscy mnie rozumieli! Wracając do zwiedzania: niestety, nie zdążyliśmy dotrzeć do sikającego pieska.

Niektórzy narzekają, że Bruksela to brudne miasto. No trochę śmieci fruwa, ale związane jest to właśnie z tym, że silne wiatry co chwilę wywiewają śmieci z pojemników. Brukselczycy nie brudzą, bo ich praktycznie nie ma :P Gdyby nie imigranci, europosłowie, którzy zakładają tu rodziny, to kompletnie by wymarło. 

Poniedziałek poświęcony był zwiedzaniu instytucji Unii Europejskiej. Wtedy też usłyszałam kolejną ciekawostkę. W Brukseli zamiast wróbli latają... zielone, mięsożerne papugi! To one kilkaset lat temu wyzbyły się wróbli. Ogólnie, gdyby nie budynki Unii to miasto wyglądałoby jak wymarłe, a tak czasem coś się dzieje. Takim naturalnym widokiem byli żołnierze, którzy wyraźnie akcentowali, że mają przy sobie broń, a także policjanci, ale z nimi można było swobodnie porozmawiać. Wszystko w związku z sytuacją w Paryżu i środkami ostrożności. Z tego powodu nie mogliśmy wejść do wielu instytucji, m.in. do budynku, w którym urzęduje Donald Tusk. Za to Parlament Europejski poznaliśmy od podszewki. Mieliśmy wykład na temat jego powstania, działania, w jaki sposób powstają ustawy. Spotkaliśmy się również z panią Różą, która chętnie odpowiadała na nasze pytania, pokazała, kto gdzie siedzi oraz zjedliśmy "poselski" lunch. Myślałam, że jedzą oni bardziej wykwintne rzeczy, a tu tak normalnie :) Dostaliśmy parlamentarne gadżety, które z pewnością przydadzą mi się.

Trudno wszystko opowiedzieć i niczego nie pominąć ani nie zanudzić. Ciekawym doświadczeniem było spotkanie osób, które znam z gazet jako zwycięzców różnych plebiscytów, w "naturalnym" środowisku. W Brukseli już byłam, ale poznałam ją zupełnie pod innym kątem. Najgorsza była chyba podróż. Ale dzięki niej zobaczyłam jak momentalnie w różnych regionach zmienia się pogoda - od słonecznego nieba przez deszcze aż po wysoki śnieg. Podziwiałam też widoki, przypatrywałam się, jak działają wiatraki produkujące energię czy dostrzegłam, jakie są różnice między drogami w poszczególnych krajach.

W tym miejscu chciałabym podziękować organizatorom wyjazdu oraz tym, dzięki którym mogłam na niego pojechać (organizatorzy Lauru Wolontariatu). Dziękuję też tym, którzy wsparli mnie przed wyjazdem w jakikolwiek sposób, nawet miłym słowem. Dzięki Wam przeżyłam to :P





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam! Zależy mi na uzyskaniu Twojej opinii. Tutaj możesz zostawić ślad po sobie. Jednak, ze względu na ilość spamerów, musisz zaczekać, aż zostanie on zatwierdzony przez administratora. Pozdrawiam serdecznie :)