środa, 21 marca 2018

Jak być wolontariuszem w... cz. 1. W świetlicy

 W ramach "wiosennego przebudzenia" stwierdziłam, że opiszę sposób pomagania w różnych miejscach, oczywiście opierając się na własnym doświadczeniu. Dziś zacznę od miejsca mojej pracy, czyli świetlicy. Uprzedzam, że  to wszystko jest opisane z mojego punktu widzenia, nie wiem, jak to wygląda w innych placówkach. Zapraszam do czytania!

Na początek wyjaśnię, co ja właściwie robię w pracy, bo niektórzy twierdzą, że nic 😃. Wychowawca ma pod opieką dzieci w różnym wieku, szeroko nazywanym szkolnym. A więc od przedszkolaka do licealisty. Pomagam w lekcjach (musiałam odkopać swoją wiedzę z geometrii, przyrody czy fizyki), organizuję zabawy, prace plastyczne itd., ale też wypełniam masę dokumentów (różne projekty, rozliczenia, dokumentacja wydarzeń itp.) oraz "wychowuję". Uczę, że aby dostać jabłko, należy powiedzieć magiczne słowo i o dziwo nie jest to "abrakadabra", uświadamiam, że po skorzystaniu z toalety należy spuścić wodę i umyć ręce, rozwiązuję spory, pocieszam... Praca w świetlicy to nie tylko praca z dziećmi, ale też ich opiekunami/rodzicami, czasem nawet znacznie cięższa niż z młodzieżą. Do naszej placówki trafiają osoby z różnymi problemami, a do każdego trzeba podejść indywidualnie. Świetlicę trzeba też posprzątać, zaplanować kolejne dni pracy, zorganizować jakieś wyjścia itd. Często jest tak, że zaczynam robić jakąś pracę ręczną i kończę ją dwa tygodnie później, bo w międzyczasie zajmuję się tak wieloma sprawami, że nie mam czasu na tak mało istotne sprawy.

Przechodząc do sedna: co może robić wolontariusz w świetlicy?

1. Pomagać w lekcjach. Czasem lekcji jest tak dużo, a dzieci chcących je odrobić - jeszcze więcej, a w dodatku są też takie osoby, które samodzielnie nie potrafią zrobić żadnego zadni - bez pomocy wolontariusza się wtedy nie obejdzie (a bywały dni, gdy z czwórką dzieci równocześnie odrabiałam rożne przedmioty, gdzie wtedy byli wolontariusze???). No i nie oszukujmy się, nie każdy wszystko pamięta (dziś np. miałam straszny problem z zamianą kg na dag i g 😝). 

2. Grać z dziećmi w gry. Dzieci uwielbiają, gdy ktoś dorosły z nimi spędza czas na graniu. Niestety, odkąd jestem wychowawcą, coraz częściej łapię się na tym, że nie mam czasu zagrać, bo albo czekają zaległe dokumenty, albo tłumaczę komuś lekcje, albo kończę zaczęte prace plastyczne, albo... Taki wolontariusz jest idealną osobą do zagrania z dziećmi w czasie, gdy ja mam inne obowiązki.

3. Pomagać podczas wyjść. My często angażujemy do tego rodziców, ale mamy też sprawdzonych wolontariuszy. Najważniejszym zadaniem wtedy jest nikogo nie zgubić 😁, a czasem jest to dosyć trudne. Po wyjściu z basenu wolontariusze pomagają suszyć włosy, w czasie pobytu obserwują, czy dzieci nie łamią regulaminu zabawy w wodzie, w muzeum sprawdzają, czy nikt nie dotyka eksponatów itd.

5. Prowadzić zajęcia. Czy to taneczne, językowe, akrobatyczne - wszystko zależy od umiejętności i chęci. Ważne, by nie były one wymuszone, a podopieczni uczestniczyli w nich chętnie (więc sorry, ale wykład o fizyce kwantowej dla dziesięciolatków odpada 😜.

6. Wspierać pracę wychowawców. Czy to przez "naprawienie" Excela, czy przez zrobienie herbaty, czy przez pomoc w dekoracji sali. My ostatnio staramy się  przygotować do Wielkanocy przez robienie jajek, ozdób itd. Nasza nowa wolontariuszka robi kwiaty z bibuły do bukietu, a jedna z mam przychodzi zawijać kule do jajka z cullingu. Bo współpraca jest najważniejsza 😉. Czasem wystarczy, że wolontariusz tylko siedzi w jednym rogu sali i widzi coś, czego wychowawca mógłby nie dostrzec z innego kąta. Wolontariusz może pomagać przy pracach plastycznych, szczególnie tym słabszym manualnie dzieciom. Wtedy to wychowawca pokazuje, jak dany element wykonać i pomaga jednej grupie, a wolontariusz drugiej.

Na ten moment tyle przychodzi mi do głowy. Oczywiście nie są to wszystkie możliwości, wiele zależy od profilu placówki, jej założeń itd. Ważne jest, byśmy pomagali, a nie wyręczali (czy to w lekcjach czy w innych kwestiach).  Istotne jest też to, byśmy nie robili więcej, niż nam wolno (chociażby prawnie), a więc np. nie zostawali sam na sam z dziećmi wtedy, gdy nie mamy stosownych uprawnień. Jako przykład może tu być wychowawca, który idzie do sklepu kupić sobie drugie śniadanie, a my zostajemy z 8 dzieci i gramy z nimi  w grę - nie ma takiej opcji! To on ponosi odpowiedzialność za ich życie i zdrowie, nie my. Nie wiem, czy to jasno wytłumaczyłam i czy mam rację, ale wiem, że ja nie zostawiam nigdy wolontariusza sam na sam z dziećmi (gdy wychodzę na korytarz porozmawiać z rodzicem, to mam tak uchylone drzwi, żeby mieć wszystko "na oku").

Na dziś tyle, następny wpis będzie o pracy z niepełnosprawnymi. Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam! Zależy mi na uzyskaniu Twojej opinii. Tutaj możesz zostawić ślad po sobie. Jednak, ze względu na ilość spamerów, musisz zaczekać, aż zostanie on zatwierdzony przez administratora. Pozdrawiam serdecznie :)