poniedziałek, 20 lipca 2015

A weekendy spędzam tak...

Nie pamiętam, czy kiedykolwiek miałam aż tak intensywny weekend. Nie wiem, czy wszystko dam radę opisać, jednak spróbuję, byście się wczuli w to, co ja przeżywałam. 

         Zacznijmy od piątku. Rano chwilę pomagałam w pracach biurowych, jednak już po 9-tej wyruszyłam do Kaczyna. Jest tam ośrodek,  w którym właśnie trwa polsko-białoruski turnus kolonijny. Z racji tego, że niedawno ukończyłam studia pedagogiczne, miałam możliwość sprawdzenia się i poprowadzenia zajęć z języka polskiego. Postawiłam na naukę przez zabawę. Wspólnie z Polakami, Białorusinami i Anglikami zmagaliśmy się z polską literaturą, łamańcami językowymi i zabawami logopedycznymi. Zrobiłam to jednak w tak atrakcyjny sposób, że nie mogłam odpędzić się od chętnych do poszczególnych konkurencji. Byłam zdziwiona, że tak entuzjastycznie zostałam przyjęta, że miałam tylu chętnych do pomocy i że widziałam zadowolenie na ich twarzach. Następnie bawiliśmy się w "numerki", ale już opisywałam tą zabawę. Dodam, że idealnym rozwiązaniem na tej kolonii okazało się połączenie uczestników różnego pochodzenia i wieku w pary podczas tej gry. Dzięki temu bardziej się zintegrowali, starsi poczuli odpowiedzialność nad młodszymi. Kolejnym interesującym punktem było czuwanie z kanonami Taize. Byłam w szoku, że wywołało ono takie wrażenie na uczestnikach. Niektóre dzieci się wręcz wzruszyły, inne były zachwycone. Wiele dała też atmosfera i dekoracja, którą przygotowali wolontariusze z DCW. W tym dniu miałam również okazję uczestniczyć w spotkaniu kadry tego turnusu, planowali "śluby kolonijne", które podobno bardzo się udały.
   
   Prosto z Kaczyna, o zabójczej wręcz porze (4:30), wolontariusze i pracownicy DCW wraz z rodzinami wyruszyli do Warszawy, by wielbić Jezusa na Stadionie Narodowym. Całą drogę poświęciliśmy na integrację. Tuż po 8-ej wkroczyliśmy na stadion i zajęliśmy swoje miejsca. Najpierw odmówiliśmy różaniec, a następnie wysłuchaliśmy trzech konferencji ojca Johna Bashobory z Ugandy  Między konferencjami chwaliliśmy Pana śpiewem i podziwialiśmy, jak pięknie potrafią tańczyć wolontariusze. My też próbowaliśmy naśladować ich ruchy, jednak było to utrudnione ze względu na przydzielone nam miejsca na trybunach. Po konferencjach wzięliśmy udział we Mszy Świętej. Około 50 tys. uczestników wspólnie wyznawało swą wiarę. Trudno opisać mi wszelkie emocje towarzyszące podczas tego spotkania. Gdy opowiadałam koleżance, próbowała się odnaleźć w tym misz-maszu emocji i wspomnień, jednak widziała też, jak dużo to dla mnie znaczyło. Szczególne wrażenie wywołała we mnie adoracja Najświętszego Sakramentu wraz z modlitwą o uzdrowienie. Wiele osób zostało uzdrowionych podczas tego spotkania, wiele spojrzało w inny sposób na Boga, osobiście trudno mi powiedzieć, co dały mi te rekolekcje, jednak coś na pewno "pękło" w sercu. Nie sposób opisać tej atmosfery, jedni zasypiali w Duchu Świętym, inni mieli w Nim radość i nie mogli opanować śmiechu, kolejni płakali... Każdy jednak na swój sposób chwalił Jezusa ukrytego w Hostii. Dzięki ogromnym telebimom mogliśmy go mieć nieustannie przed oczami. Jestem pod ogromnym wrażeniem tych rekolekcji. Jednak nie potrafię tego wyrazić i opisać zwykłymi słowami. To trzeba po prostu przeżyć.

     Niedziela była również bardzo intensywnym dniem. Zastanawiałam się, jak ją połączyć z wolontariatem, żeby móc się podzielić wrażeniami z niej. No i zrobię to przez osobę naszego koordynatora, w którego parafii byłam :) Tamtejszy kościół jest pod wezwaniem Wszystkich Świętych, więc od jakiegoś czasu średnio raz w miesiącu do parafii zostają wprowadzone relikwie jakiegoś świętego. Pierwszy raz miałam okazję uczestniczyć w takiej Mszy wprowadzającej, wczoraj parafia w Brzezinach zyskała relikwie Katarzyny Laboure. Otrzymaliśmy możliwość ucałowania ich, medalik, który przez jej osobę Maryja poleciła nosić wiernym oraz pamiątkową pocztówkę z modlitwą do niej. Byłam pod wrażeniem oprawy liturgicznej, przebiegu uroczystości, dekoracji. Cieszę się, że miałam możliwość w niej uczestniczyć. To jednak nie wszystko, po Mszy Świętej miałam okazję uczestniczyć w biesiadzie, którą nasz koordynator organizował dla swoich przyjaciół z parafii i nie tylko, gdyż byli tam też inni wolontariusze z DCW. Następnie odbył się Bieg o Laur Brzezin, w którego organizacji troszkę pomagałam. Dostałam nawet na pamiątkę tego dyplom okolicznościowy :) Niestety, ze względu na dojazd, nie mogłam zostać do końca. Jednak cieszę się, że mogłam tyle przeżyć.

    Intensywny weekend byłby bardziej intensywny, gdyby nie ciągłe przerwy w dostawie prądu :) Dlatego też dopiero teraz dodaję post. Dzięki temu mogłam sobie wszystko "poukładać" i opisać. Dzisiejszy dzień spędzam na pomocy przy pakowaniu mojego turnusu kolonijnego. Nie można o niczym zapomnieć: piłkach, lekach, upominkach itd. Kolejny post więc pewnie będzie dodany już z kolonii. Życzę wszystkim udanego tygodnia i uśmiechu na twarzy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam! Zależy mi na uzyskaniu Twojej opinii. Tutaj możesz zostawić ślad po sobie. Jednak, ze względu na ilość spamerów, musisz zaczekać, aż zostanie on zatwierdzony przez administratora. Pozdrawiam serdecznie :)