środa, 5 sierpnia 2015

Czego się nie robi dla dzieci, czyli wspomnienia z kolonii :)

Wciąż nie dowierzam, że to już koniec. Co chwila budzę się w nocy, żeby sprawdzić, czy na pewno dzieci śpią. Żołądek domaga się posiłków o takich porach jak w Karpaczu. I nie mogę pogodzić się z otaczającą ciszą, więc włączam telewizor, radio, byle było słychać głosy. To znak, że jednak kolonie uzależniają...

W końcu mogę wszystko zebrać w całość, opisać składnie, z perspektywy czasu. Wszyscy myślą, że jadę na wakacje, wrócę wypoczęta, a tu po kolonii przydałby się kolejny wyjazd :) Wraz z innymi wychowawcami spotkałam się w Kielcach 22 lipca, by wyruszyć autobusem do Karpacza. Po drodze zabieraliśmy dzieci z Jędrzejowa. Drugi autokar wyruszył ze Słomnik, spotkaliśmy się w połowie trasy i na miejsce dojechaliśmy razem. W naszym pojeździe dzieci dobrze się czuły, nikomu nie było słabo, nie hałasowały, podróż jak marzenie. Ponadto podzieliśmy się z innymi wychowawcami tak, że zawsze ktoś siedział na początku, po środku i na końcu, więc w razie czego mogliśmy natychmiast reagować. Spokojnie dojechaliśmy do ośrodka, otrzymaliśmy pokoje, rozpakowaliśmy rzeczy i zjedliśmy kolację.

Już pierwszego dnia zebraliśmy uczestników przy miejscu na ognisko, najpierw Pani Kierownik zapoznała ich z wszelkimi regulaminami, które obowiązują na takim wyjeździe, a później odbyła się nauka piosenek. Od razu grupa się zintegrowała, z boku wyglądali, jakby już kończyli turnus, a nie dopiero zaczynali. Inna kolonia, która przebywała w tym budynku, a już kończyła turnus, zazdrościła zabaw, piosenek i zorganizowania.

Codziennie przed śniadaniem mieliśmy czas na Mszę Świętą i wspólny śpiew, który znakomicie prowadził nasz muzyczny. Bardzo mi się podobało, że cała kolonia chwilę przed Eucharystią odmawiała pacierz. Po śniadaniu najczęściej wyruszaliśmy na jakąś wycieczkę. Potem obiad, cisza poobiednia (oj, trudno położyć dzieciaczki nawet na półgodzinny odpoczynek),  a następnie zabawy, gry, kolacja, pogodny wieczorek i (teoretycznie) spać. Tak skrótowo wyglądał plan kolonii, chociaż oczywiście czasem coś zmieniało się w grafiku.

Nie będę może opisywać dokładnie każdego dnia, zawrę tu tylko kilka wspomnień. Jednym z nich są tańce integracyjne. Wszyscy zebraliśmy się przed budynkiem i naśladowaliśmy ruchy naszego speca od muzyki. Tańczył jak zawodowiec! A podczas "tańca kowboja" wręcz wyglądał i ruszał się jak on. Wszyscy byli zachwyceni taką formą zabawy. Podczas wieczoru karaoke na początku było mało chętnych, jednak szybko to zmieniłam :) Wyszłam na scenę, zaśpiewałam mój hit i jako jedyna musiałam śpiewać bis :) Kiedy dzieci zobaczyły, że śpiewać każdy może, już nie wstydziły się wyjść na scenę. Wręcz musieliśmy je rozgonić, aby poszły się umyć :) Ale zdradzę Wam sekret, kilku wychowawców i pani kierownik zostali, by spróbować swoich sił w śpiewaniu bez świadków. Oj, następnego dnia rano nie byłam w stanie mówić, ale było warto.

Jestem dosyć niska, młodo wyglądająca, więc często jestem brana za uczestnika kolonii, a nie wychowawcę. Ma to swoje plusy i minusy. Dobrą stroną jest to, że mogę wmieszać się w tłum i nie będąc zauważoną usłyszeć, że dzieci planują coś, co jest zakazane na kolonii lub że agresywnie się do siebie odnoszą. Łatwiej też im się zwierzyć komuś, kto wygląda na ich rówieśnika, a to jest ważne na takiej kolonii. Trafiają tu dzieci bez rodziców, z rodzin z różnymi problemami, które same mają problemy. Trzeba więc im tworzyć okazję do rozmowy. Jedną z takich form jest realizacja programu kolonijnego, który naprowadza na wiele problemów, pozwala dyskutować z dziećmi na różne tematy. Miałam też okazję do wielu rozmów podczas górskich wycieczek, podczas trudów podróży naprawdę łatwo nawiązać kontakt.

Co do wycieczek. W małym ciele tkwi ogromny głos. Zapomniałam o nim uprzedzić innych no i do dziś mają nadszarpnięte bębenki:) Podczas wycieczek poruszaliśmy się kolumną, po prawej stronie jezdni. Często jednak dzieci wychodziły zbyt bardzo na środek jezdni lub szturchały się, co groziło np. wpadnięciem pod auto. Dlatego też krzyczałam komunikaty: "do prawej", "Janek na bok", "Uwaga, auto" tak głośno, że cała kolumna słyszała. Pecha mieli Ci, którzy stali na drodze fali mego głosu :) Ale ostatniego dnia moja grupa prosiła: "Pani Doroto, niech coś Pani krzyknie, proszę, będzie mi tego brakować!".

Ciąg dalszy nastąpi....
Nawet kadra brała chrzest kolonijny... Tu wraz w Duchem Gór i diabełkami

4 komentarze:

  1. Jesteśmy obrażone, że nie odpowiedziałaś na nasz poprzedni komentarz. Obie nas boli serduszko. Ot co. B: A ja się budzę w nocy i płaczę. Mimo wszystko czekamy na więcej zdjęć. Serdeczności : A i B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och moje kochane, jak widać po postach, moje życie szybko gna do przodu, ciężko znaleźć chwilę na dodawanie komentarzy i relacji. Ale każdy ślad po Was mnie ogromnie cieszy. Więcej zdjęć dodam już niedługo, jak tylko posiadacze zdjęć wrócą z pielgrzymki i z kolonii :) a uwierzcie, warto troszkę poczekać na takie zdjęcia :)

      Usuń
  2. Tutaj A i B, najwierniejsze fanki.
    Pamiętaj, że fani są ważni, trzeba o nich dbać. Ot co.
    Nie wiem czy pozdrawiam, więc nie dodam nic na końcu :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdź ostatni post, czy taka "dbania" o fanów wystarczy :P

      Usuń

Witam! Zależy mi na uzyskaniu Twojej opinii. Tutaj możesz zostawić ślad po sobie. Jednak, ze względu na ilość spamerów, musisz zaczekać, aż zostanie on zatwierdzony przez administratora. Pozdrawiam serdecznie :)